czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 17

Dopiero siedząc przy stole i jedząc kolację z ojcem, ciotką, wujkiem i ich dziećmi zdałam sobie sprawę, że przyjazd tutaj był błędem. Nie pasowałam do takiego sielskiego obrazka, gdzie siedmio- i dziesięciolatek przekomarzają się ze swoim tatą, a mama ich uspokaja, grożąc im palcem, po czym również wybucha śmiechem. Byliśmy tu dopiero pierwszy dzień, przed nami jeszcze trzy, a ja miałam ochotę pobiec na pociąg i więcej się tu nie pokazywać. 
- Dobrze się czujesz? - zapytała siedząca naprzeciw mnie kobieta, posyłając mi ciepły uśmiech. - Niewiele zjadłaś.
- Uhm, tak, jedzenie jest naprawdę pyszne, ale jestem trochę zmęczona po podróży - wyjaśniłam na prędce, a ona pokiwała głową ze zrozumieniem. - Przepraszam, pójdę się położyć.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się z dala od nich, więc czym prędzej udałam się do jednego z pokoi gościnnych, gdzie miałam pomieszkiwać do poniedziałkowego poranka. Zamknęłam drzwi na klucz, po czym rzuciłam się na łóżko i gapiłam się beznamiętnie w sufit, próbując poukładać wszystkie kotłujące się myśli w głowie. 
Byłam w dupie, że tak poetycko powiem. Za każdym razem, kiedy myślałam, że wszystko zmierzało ku dobremu, coś nagle szło nie tak. Powoli mialam już tego dość, lecz gdyby zawsze było kolorowo, to byłoby nudno aż do porzygu. Z drugiej strony... Czy po tym co się wydarzyło nie zasługiwałam na szczęście? Szkoda tylko, że facet, który mógł mi je dać miał mnie dość po tym, co odwaliłam, choć on też nie był bez winy. Pieprzony krasnoludek z Norwegii z hejterskim spojrzeniem i talentem do sprawiania, że się uśmiechałam. 
Moje rozmyślanie przerwało uporczywe pukanie. Zawahałam się, bo nie paliło mi się do rozmowy z kimkolwiek, lecz mimo oporów postanowiłam zwlec się z łóżka i otworzyć drzwi. Zmartwiony wzrok ojca sygnalizował, że czas na pierwszą od dawna rodzicielską gadkę w jego wykonaniu, a ja nie miałam sił, by tego słuchać.
Jakże zaskoczona byłam, kiedy zamiast zacząć zadawać mi milion pytań odnośnie mojego samopoczucia, najzwyczajniej w świecie mnie przytulił. Kiedyś to było normalne, ale teraz... Poczułam się niezręcznie, jednak odwzajemniłam jego uścisk i nie wiedzieć kiedy zaczęłam moczyć rękaw jego koszuli. On zaś pogłaskał mnie po głowie i pocałował w czoło, tak jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką i potrzebowałam schronienia w ojcowskich ramionach. Tylko że teraz miałam prawie dwadzieścia jeden lat, nasze relacje mocno się popsuły, a ja nie wiedziałam, co dalej robić ze swoim życiem. 
- Nie zawsze byłem w porządku, bo tak długo zatajłem przed tobą prawdę - odezwał się w końcu, patrząc na mnie i uśmiechając się lekko. - Ale dla mnie nic się nie zmieniło. Jesteś moją córką, zawsze nią byłaś.
- Też nie byłam w porządku i przepraszam cię za wszystko - wydusiłam z siebie, znowu się w niego wtulając. - Dlaczego to wszystkie jest takie trudne?
- Posłuchaj mnie. - Westchnął ciężko i odsunął od siebie delikatnie, żeby móc spojrzeć mi w oczy. - Jesteś młodą kobietą, która swoje już przeżyła, ale to tylko sprawi, że będziesz silniejsza. 
- Ciężko mi być silną, kiedy wszystko się sypie jak zamki z piasku - odparłam i otarłam dłońmi mokre policzki. - Mam wrażenie, że zmierzam donikąd.
- Być może teraz tak jest, ale wierzę, że wkrótce odnajdziesz swoją drogę.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do niego, na co on pokiwał głową, znowu cmoknął mnie w czoło i wyszedł. 
Padnięta po całym dniu poczłapałam do łazienki, żeby wziąć kąpiel. 
Dom ciotki był naprawdę duży i sama chciałabym taki mieć, ale ona, jej mąż oraz dzieci mieli coś więcej, co sprawiało, że ten dom był naprawdę piękny. Mieli siebie, widać było, że są ze sobą blisko. Też kiedyś to miałam. Do czasu... Jednak dzisiejsza rozmowa z tatą dała mi nadzieję, że może nie wszystko stracone, a przede wszystkim - sama w przyszłości chciałam mieć szansę zbudowania prawdziwej, kochającej się rodziny. Bo dom to nie tylko budynek, ale miejsce, gdzie jest są twoi bliscy, którzy cię kochają i będą cię wspierać, cokolwiek by się nie działo.

*

Nie dało się ukryć, że w rywalizacji morze kontra góry, to drugie wygrywało, lecz lubiłam też poleżeć na piasku, by złapać trochę słońca oraz popływać. Obecna pora roku nie pozwalała na żadną z tych rzeczy, jednak to nie przeszkadzało mi w spacerowaniu po plaży. Przedpołudnie spędziłam na zabawach z kuzynami, którzy z pewnością byli urwisami, lecz potrafili mnie też rozbawić swoimi niewinnymi, dziecięcymi żartami. 
Nagle moja komórka zaczęła dzwonić i wibrować, a na ekranie pojawiło się imię Kubackiego. A ten czego chciał? Namiary na mojego fryzjera? Czy może nazwę szamponu?
- Słucham?
- Hej, Natka. - W jego głosie dało się wyczuć zdenerwowanie. Usłyszałam po drugiej stronie westchnięcie i głośne chrząknięcie. - Ekhm, wybacz, że zawracam ci głowę, ale potrzebuję rozmowy.
- Dejvi, coś się stało? - zapytałam naprawdę zaniepokojona. Chłopaczyna brzmiał jakby zaraz miał mi się rozbeczeć do telefonu. - Dejvi!
- Bo ja chcę się Marcie oświadczyć - wyrzucił z siebie z prędkością karabinu maszynowego. - I trochę się obawiam.
- Czego się obawiasz, głupolu? 
- Nie nazywaj mnie głupolem!
- Dawid, proszę cię, bądź poważny. 
- Boję się, że mi odmówi - wyznał z przejęciem. - Bo co jeśli ona tego nie chce? Może ona woli spędzić resztę swojego życia z kimś innym niż ze mną, a ja to tak tylko... no, nie wiem... przejściowo... czy coś.
- Kubacki, powiem ci dwie rzeczy. Po pierwsze: jesteś pierdołą - oświadczyłam, starając się nie wybuchnąć śmiechem. - A po drugie: ona cię kocha, ty kochasz ją, co może się nie udać? Jeśli dwie osoby się kochają i im na sobie zależy, to powinni umieć pokonać wszystkie przeszkody, żeby być razem. Wy już je pokonaliście, przeżyliście kryzys i teraz czas na następny krok, nie sądzisz?
- Tak, masz rację. Boże, naprawdę pierdoła ze mnie - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. - W takim razie... wy chyba powinniście zrobić to samo, prawda?
Pijawka!  Ja mu pomogłam, a ten mi wyjechał z takim czymś. Przecież to były dwie różne sytuacje, nie można ich było w żaden sposób porównać, więc... No nie, teraz to Dzióbao naprawdę przesadził. Nawet nie wiedziałam, jak zareagować, bo nie było mnie koło niego, żeby go trzepnąć po tym blond łbie, chociaż wątpię, czy by to coś zmieniło w jego paplaninie.
- Nie wiem, o co ci chodzi - odpowiedziałam ze stoickim spokojem w głosie. - Ja i Fannemel to kompletnie coś innego.
- Oh, Natka, daj spokój i nie wciskaj mi kitu - odparł Dawid. - Zachowujecie się jak bachory i żadne z was nic z tym nie robi, więc może bądź mądrzejsza i powiedz mu, co czujesz?
- Nawdychałeś się odżywki do włosów, prawda? Przyznaj się.
- Natasza...
- Dawid...
- Porozmawiajcie. Taka moja rada ode mnie dla ciebie. 
- Może skorzystam, może nie.
- Dla twojego dobra, lepiej skorzystaj. Widzimy się we wtorek.
Poirytowana wyłączyłam telefon i schowałam go do kieszeni kurtki. Dla twojego dobra, też mi coś. Każdy teraz chciał mi mówić, co było dla mnie dobre. Niech wszyscy pozwolą samej się uporać ze swoim życiem i problemami, zamiast co chwilę się wtrącać. 
Dopiero kiedy ochłonęłam i wracałam do domu ciotki zaczęłam zastanawiać się nad tym, co powiedział Kubacki. Cholera, miał trochę racji. Jakby nie patrzeć, to powiedziałam Andersowi, co czuję, po czym się z tego wycofałam. A on nawet nie zareagował, tylko wrócił sobie do tej swojej poznanej w Soczi dżagi. 
Oh, Kozłowska, kiedy ty w końcu pozbierasz się do kupy, co?

*

Po całkiem przyjemnych 4 dniach spędzonych nad morzem, przyszedł czas na powrót do Pucharu Świata. Tym razem zawody odbywały się na dużej skoczni w Falun, gdzie za rok skoczkowie będą walczyć o medale Mistrzostw Świata. W pierwszym konkursie po Igrzyskach pierwsze miejsce zajął Freund, a za nimi uplasowali się Prevc oraz Kasai. Z występów biało-czerwonych można się było cieszyć, bowiem jedynie Piotrkowi nie udało się zapunktować, a Kamil i Maciek znaleźli się w pierwszej dziesiątce.
Ja jednak miałam swoje zadanie do wykonania. Korzystając z tego, że chłopaki się gramolili, a do odjazdu nam się nie śpieszyło, postanowiłam pójść do Fannemela i wyjaśnić to, co się ostatnio wydarzyło. Znalazłam go stojącego z nartami w rękach i kłócącego się zaciekle z Veltą. Kiedy oboje zauważyli, że im się przyglądam, Rune zrobił zakłopotaną minę i uśmiechnął się do mnie, po czym zostawił mnie z Andersem, który swoim wzrokiem mógłby zabić każdą napotkaną osobę.
- Nie chcę, żeby to tak dłużej wyglądało - powiedziałam, nie chcąc dłużej owijać w bawełnę. - Nie widzisz tego, jak idiotycznie się zachowujemy?
- Widzę - odpowiedział i posłał mi szyderczy uśmieszek. - Jakie tym razem kłamstwo mi wciśniesz, hm?
- Co? Anders, ja nie... - zbita z pantałyku patrzyłam na blondyna z niedowierzaniem. - Chciałam cię przeprosić.
- Wow, to fajnie - ironizował. - Najpierw twierdzisz, że masz mnie gdzieś i dajesz mi pozwolenie na bzykanie się z Katriną, potem nawalona mówisz, że mnie jednak chcesz. Wiesz, zastanów się nad tym, co czujesz i mówisz, zanim otworzysz buzię, dobra?
Kręciłam głową, nie wierząc w to, co właśnie usłyszałam. Norweg nieprzejęty moją reakcją odwrócił się na pięcie i pomaszerował w stronę swojej kadry. Nie tak sobie wyobrażałam tę rozmowę...

***

Falun w rozdziale, Falun trwa, dzisiaj kolejny konkurs, siabadabada.
Norwegowie ryją mi banię.
Mam nadzieję, że dzisiaj wszyscy będziemy się cieszyć. ;)
Do następnego!

I zapraszam tutaj:
leave-your-lover.blogspot.com - Gangnes i Romoeren
oraz
powodz-dekady.blogspot.com - Fettner i Kofler
a także
bez--znieczulenia.blogspot.com - jednoparty, ostatnio pojawił się o Freundzie i Freitagu

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 16

Siedziałam przy barze i wpatrywałam się w pusty kieliszek, w którym chwilę temu była wódka. Polska była zdecydowanie lepsza, ale byłam w takim stanie, że wszystko mi było obojętne. A nie zamierzałam na trzeźwo patrzeć jak na drugim końcu lokalu Anders obejmuje Katrinę, która powinna była już dawno zniknąć, wyparować, zostać wystrzelona powietrze. Cokolwiek. Byle tylko jej tu nie było. Fannemel powinnien siedzieć koło mnie i zamawiać mi następną kolejkę, upić mnie, a potem stąd zabrać. Kurczę, brzmiało znajomo. 
Zakończenie Igrzysk musiało być przez wszystkich hucznie zakończone, nieważne czy wskoczyłeś na podium, czy nawet nie załapałeś się do konkursów. Każdy powód był dobry, by przyjść, napić się, potańczyć i mieć wszystko gdzieś.
Gorzej, kiedy byłeś Rune Veltą, a twoje kocie ruchy przypominały bardziej taniec godowy. Nie powiem, jego brak poczucia rytmu poprawiał mi humor i odciągał wzrok od tamtej dwójki, więc póki zapewniał mi rozrywkę to nie było tak źle. Skoczek zauważył, że mu się przyglądam więc czym prędzej podbiegł do mnie i zaczął wyciągnąć na parkiet, ale ja uparcie trzymałam się swojego barowego krzesełka, nie chcąc się nigdzie ruszać. Nie byłam w nastroju na żadne tańce, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach związanych ze śmiercią mamy i omdleniem na skoczni. Pokręciłam stanowczo głową, więc Rune odpuścił i zamiast tego zajął miejsce obok mnie, dając znak barmanowi, żeby przyniósł nam dwa razy to, co przed chwilą popijałam. Biedny, chyba jeszcze nie wie, co go czeka. 
- Soczi, Soczi i po Soczi - westchnął, uśmiechając się do mnie w tej swój żółwi sposób. Chwilę później uroczy szatyn postawił przed nami dwa kieliszki i oddalił się do kolejnych klientów. Velta pewny siebie wypił zawartość jednym haustem i o mało co jej nie wypluł. - Co to jest?
- Wódka, mój drogi - odparłam z zadowoleniem, opróżniając swój kieliszek. - Co, może jesteś taki grzeczny i nigdy nie piłeś?
- Oh, teraz to mnie obraziłaś! - oburzył się blondyn i skinął do stojącego za barem Rosjanina, że potrzebujemy więcej. - Myślisz, że jak jesteś z Polski to picie ci lepiej wychodzi?
Widać, że się chłopak nakręcił, dlatego też uderzyłam go w rękę, kiedy wyciągnął dłoń w stronę następnej setki i sama ją wypiłam. Halo, to przecież ja potrzebowałam zapomnieć o tym kurduplu, a nie on.
Ponownie spojrzałam w tę stronę, co było błędem. Nasze oczy spotkały się i żadne nie chciało odpuścić. Moje pełne żalu i smutku spojrzenie kontra jego ostre i puste zarazem. To nie był mój Anders. Tam siedział człowiek, którego w ogóle nie znałam, przywdział maskę jakiegoś pieprzonego amanta, nastawionego na zabawę. Nic już nie wiedziałam. Może dotąd byłam ślepa i nie dostrzegałam prawdy, którą miałam pod nosem i nie potrafiłam przyjąć do wiadomości, że Kubacki miał rację, a ja swoją upartością chciałam udowodnić, że się mylił. 
- Natasza? - Rune pomachał mi ręką przed twarzą. - Odleciałaś.
- Przepraszam, ja po prostu...
- Wiem. Rozumiem.
Westchnęłam ciężko i popatrzyłam na Rune z wdzięcznością, że okazał się być dobrym kompanem w tych ostatnich dniach. Nie spodziewałam się tego po Velcie, ale te Igrzyska dobitnie pokazały, że pozory mogą mylić...

*

Jakieś dwie godziny później, kiedy alkohol uderzył mi do głowy i odważyłam się wejść na jeden ze stolików, by zacząć na nim tańczyć ku uciesze zebranych w lokalu panów, nastąpił przełom. Rozjuszony Anders niczym byk (lub raczej byczek, jeśli się spojrzy na fannisowe rozmiary) zostawił Katrinę i podszedł do mnie. Pomimo moich oporów, ściągnął mnie ze stołu, po czym wyprowadził mnie na zewnątrz. Boże, co on taki dziki się zrobił?
- Powaliło cię? - syknęłam wściekle, wyrywając mu rękę z uścisku. - Co ty sobie myślisz?!
- Myślę, że wypiłaś zdecydowanie za dużo - stwierdził z przekąsem w głosie. - Nie poznaję cię, Natka.
- Jesteś żałosny, Fannemel.
- Dlaczego to robisz?
- Niby co?
- Wszystko rozpieprzasz.
Ha, patrzcie na niego! Teraz to ja byłam tą, która wszystko niszczy. Jakie to śmieszne. Poleciał sobie za nową dupą i próbował zwalić winę za nasze ostatnie kłótnie na mnie?! O nie, kolego, tak się nie będziemy bawić.
- Mam dość - powiedziałam i uderzyłam pięścią w klatkę piersiową skoczka. - Mam dość tego, jak mnie traktujesz. Mam dość tego, że muszę patrzeć na ciebie i Katrinę - kontynuowałam swój wywód, cały czas okładając Andersa, który przyjmował moje ataki i patrzył jak rozpadałam się na jego oczach. - Mam dość tego, że tak bardzo cię chcę, ale ty mnie nie.
Stop.
Koniec.
Dlaczego po alkoholu zrobiłam się taka rozgadana? Kręciło mi się w głowie, a napływające do oczu łzy tylko wszystko utrudniały. Boże, Kozłowska, kto tu był żałosny? Fannemel? Bo wychodziło na to, że jednak ty.
- Ja cię nie chcę? - Anders był naprawdę zdziwiony. - Natasza, ja przecież...
- Nie - przerwałam mu i odsunęłam się od niego. - Daj spokój. Zapomnij o tym. Jestem pijana i nie wiem, co mówię.
Fannis urażony nic już nie odpowiedział, jedynie popatrzył na mnie tak, że poczułam się jakby ktoś wbił mi sztylet w plecy i wesoło w rytm piosenki nim sobie kręcił. Chwilę później wyminął mnie i wrócił na imprezę, a ja załamana samą sobą postanowiłam pójść po kurtkę i nie żegnając się z nikim udałam się w stronę postoju taksówek.

*

Po powrocie do Polski nie wiedziałam, co ze sobą zrobić ani w jaką decyzję podjąć. Było mi tak cholernie wstyd za to, co odwaliłam w klubie. Wódka, tańce i otworzenie się przed Fannemelem. Znowu wszystko poszło nie tak i myślałam, że znalazłam się w ślepej uliczce, lecz wtedy odezwał się do mnie... Mój ojciec. Z jednej strony dziwnie było mi go tak nazywać, zaś z drugiej nie potrafiłam znaleźć na niego w tamtej chwili lepszego określenia. Tak więc wyszedł do mnie z propozycją wspólnego weekendu nad morzem u jego siostry i jej rodziny. Nie brzmiało źle, a zawsze to była jakaś opcja oderwania się, zwłaszcza że następne zawody były dopiero w następnym tygodniu.
I tym oto sposobem zdecydowałam się dać tacie szansę na odbudowanie naszych relacji i sobie na poukładanie wszystkiego oraz oderwania się od skoków.

***

Źle.
Dno.
Bleh.
Rozdział o niczym i trochę taki przejściowy, ale skoro jesteśmy coraz bliżej końca...
Licznik pokazuje, że pyknęło 15 tysięcy wejść. Dziękuję, kocham was.
No to co... Czas na Falun!

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 15

Podniosłam powieki i od razu gorzko tego pożałowałam. Ból rozsadzający moją głowę był nie do zniesienia, przez co czułam się jakbym oberwała czymś ciężkim, jakąś encyklopedią bądź glanem. Nie tak sobie te Igrzyska wyobrażałam. Oczywiście pod względem sportowym układało się bajecznie, lecz to nie zmieniało faktu, że leżąca na podłodze walizka aż prosiła się o to, bym spakowała do niej wszystkie manatki i spieprzyła jak najdalej stąd. 
Odruchowo dotknęłam ust, które w moim śnie złączyły się z Fannemelowymi wargami. Moje piękne wyobrażenia pozostawały jedynnie sennymi marzeniami, lecz w rzeczywistości Anders przygruchał sobie rudą koleżaneczkę i to ona była na pierwszym planie, nie ja. Zamknęłam oczy i natychmiastowo objawił mi się wczorajszy obrazek, kiedy zachęcona przez Ewkę po raz kolejny ruszyłam na pogawędkę z Andersem i znalazłam go po kilku minutach w objęciach tej szmaty. Jak bardzo żałosna byłam, skoro pałałam nienawiścią do osoby, o której nic nie wiedziałam? Może tak naprawdę była sympatyczną dziewczyną, z którą warto się zaprzyjaźnić, ale nie. Zazdrość przeze mnie przemawiała i nie potrafiłam się jej pozbyć za żadne skarby świata. 
Wzięłam telefon do ręki, żeby jakoś odciągnąć swoje myśli od tego knypka, ale trochę mi nie wyszło, bowiem moim oczom ukazało się urocze zdjęcie Fannemela ze Stochem, które ten pierwszy wrzucił wieczorem na swojego Instagrama. Zacisnęłam palce na komórce, starając się nie wybuchnąć i nie cisnąć nią o ścianę. 
Leżałam i gapiłam się w sufit. Panująca cisza była przytłaczająca, podczas gdy wszystko we mnie krzyczało, drapało i nie dawało mi spokoju. Kurwa, ześwirowałam.
W końcu postanowiłam wygramolić się z łóżka, ubrać i pójść na spacer. Miałam nadzieję, że świeże powietrze przed godziną 6 rano jakoś mnie ożywi i pozwoli na normalne funkcjonowanie. Po południu miał odbyć się trening przed jutrzejszym konkursem drużynowym i musiałam sprawiać wrażenie osoby mogącej wykonywać swoje obowiązki, a nie kogoś, kto zaraz się rozpłacze jak kilkuletnie dziecko.
Nie bardzo wiedziałam dokąd się udać, więc chodziłam po wiosce olimpijskiej. Lekki i mroźny wiaterek smagał mnie po twarzy, lecz to mi jakoś nie przeszkadzało. Zapowiadał się kolejny emocjonujący sportowy dzień przy naprawdę pięknej pogodzie. 
Moje bezcelowe szwędanie zostało przerwane przez... Veltę, który najwidoczniej wybrał się na poranną przebieżkę. Wpadłam na skoczka (dosłownie) i pewnie gdyby mnie nie przytrzymał, to wylądowałabym tyłkiem w śniegu. 
-Przepraszam, nie chciałem - wybąkał zakłopotany i mnie puścił, pozwalając odzyskać równowagę. - Wszystko okej?
- Żyję - odpowiedziałam z przekąsem w głosie, co go nieco rozbawiło, bo uśmiechnął się do mnie szeroko. - I też przepraszam.
- Widzę, że nie tylko ja mam problemy ze snem.
- Można tak powiedzieć.
Wbiłam wzrok w czubki butów, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. W sumie mogłabym pożegnać się z Norwegiem i każdy ruszyłby w swoją stronę, ale po jego minie widziałam, że chyba chciał o czymś pogadać. Albo raczej o kimś.
- Co jest z tobą i Fannemelem? - wypalił ni stąd, ni zowąd. - Wiem, że to sprawa między wami, ale...
- W porządku, nie tłumacz się - przerwałam mu. Pociągnęłam go za rękaw kurtki i kontynuowałam swój spacer, tym razem w towarzystwie Rune. - Nie wiem, co jest ze mną i Andersem, sama chciałabym to wiedzieć. 
- To dziwne - stwierdził  z odkrywczym wyrazem twarzy mój kompan. Musiał doprawdy dużo myśleć nad tą dedukcją, aż mu z jego żółwiego łebka parowało. Blondyn przeczesał swoje blond kłaki i spojrzał na mnie zmartwiony. - Pamiętam, jak mówił, że wszystko się między wami układało, kiedy do niego przyleciałaś.
- Bo tak było - rzekłam ze smutkiem, przypominając sobie moją wizytę w Norwegii, a szczególnie nasze nocne siedzenie nad jeziorem. - Naprawdę chciałabym wiedzieć, co zrobiłam źle, skoro postanowił mnie zastąpić jakąś wolontariuszką...
W tamtym momencie powinnam była się ugryźć w język, ale - o dziwo - skoczek podchwycił temat i po jego minie można było stwierdzić, że też nie przepada za rudowłosą. Co nie zmieniało faktu, że Rune był kumplem Andersa, a faceci są strasznymi paplami, pomimo stereotypów, że to kobiety nie potrafią trzymać gęby na kłódkę. 
- Z tą dziewczyną to taka dziwna historia... - zaczął Rune nieco niepewnie. - Niezdara Tande przywalił jej nartami, kiedy ta przyszła zapytać, czy czegoś potrzebujemy. Odtąd zaczęła się koło nas kręcić, zwłaszcza przy Fannemelu.
- Musiał jej naprawdę mocno przywalić.
- No właśnie! Co wy wszystkie w nim widzicie? Przecież jestem zgrabniejszy, zabawniejszy i przede wszystkim wyższy!
- I dostajesz do najwyższych półek w sklepie.
Popatrzyliśmy się na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Nic tak człowiekowi nie poprawi humoru jak nabijanie się ze wzrostu Fannemela. 
- Żarty żartami, ale wy dwoje naprawdę do siebie pasujecie. Oboje jesteście takimi przyjaznymi krasnalami - oznajmił Velta, mierząc mnie z góry do dołu. - Anders wygląda dziwnie przy Katrinie, bo musi trochę zadzierać głowę.
Katrina! Nawet imię miała zdzirowate.
- To, że jestem niska, nie oznacza, że nie mogę ci skopać tyłka, jeśli będę chciała - pogroziłam mu palcem ze śmiechem. 
Blondas pokręcił głową z rozbawieniem i chciał coś jeszcze dodać, ale wtem usłyszeliśmy dobrze nam znany głos, na którego dźwięk całe moje ciało się spięło i poczułam ucisk w gardle. 
- Miałeś na mnie poczekać - rzucił do swojego kolegi z kadry. Stanął jak wryty, kiedy zauważył, że też tutaj byłam. - Natasza...
- Wow, pamiętasz jak mam na imię - powiedziałam z udawanym podziwem w głosie. Przeniosłam wzrok na stojącego obok mnie Rune, który nie czuł się zbyt komfortowo w takiej sytuacji. - Dzięki za pogawędkę.
Velta uśmiechnął się do mnie ze zrozumieniem, przez co zmusiłam się do nieco krzywego, acz szczerego, podniesienia obu kącików ust ku górze. Ruszyłam w drogę powrotną, walcząc przy tym ze sobą, aby się nie odwrócić i nie spojrzeć na nich. 
- Poczekaj! - krzyknął Anders, biegnąc za mną. Natychmiast przyspieszyłam kroku, by oddalić się od niego, ale on był szybszy, pomimo tych swoich krótkich nóżek. - Natasza, do cholery!
- Czego ode mnie chcesz?! - wrzasnęłam i się zatrzymałam, skoro i tak już mnie dogonił. - Nagle sobie o mnie przypomniałeś po tygodniu nie odzywania się?
- Nie masz prawa wyskakiwania do mnie z pretensjami, bo ty też jakoś się do mnie nie pofatygowałaś, za to dla Rune znalazłaś czas.
- Oh, przepraszam pana, lecz ilekroć cię widziałam, to byłeś w towarzystwie swojej nowej kochaneczki!
- Katrina przynajmniej nie traktuje mnie jak kogoś, do kogo można przyjść tylko wtedy, gdy nikt inny cię nie chce.
Patrzyliśmy na siebie wilkiem, jak dwójka odwiecznych rywali. Tego już było za wiele. Przygryzłam dolną wargę, by nie wybuchnąć płaczem i nie pokazać mu, jak bardzo bolały mnie jego słowa. Rozczarowana poszłam w swoją stronę, pozwalając sobie po drodze na uronienie łez. Nie chciałam go więcej widzieć, a byłam skazana na jego widok jeszcze przez te kilka dni.



Sterczałam pod skocznią i obserwowałam jak po kolei skoczkowie zasiadają na belce, odbijają się i lecą w dół. Drużynowy konkurs miał być ostatnim, jaki nas czekał na tych Igrzyskach. Po dwóch złotych medalach Kamila apetyt na krążek w drużynówce wzrósł, ale kibice byli świadomi, że pozostałe ekipy są bardzo silne i może nam być trudno wskoczyć na podium. 
Nie mówiłam tego na głos, ale nie mogłam się doczekać momentu, kiedy postawię nogę na polskiej ziemi. Będę mogła przemyśleć sobie ostatnie dni na spokojnie, odpocznę i zadecyduję, co dalej. Za dużo sobie wyobraziłam i robiłam nadzieję, przez co teraz musiałam płacić za swoją głupotę i naiwność. 
- Witaj.
Katrina przyglądała mi się z wymalowanym złośliwym uśmieszkiem na twarzy i triumfem w oczach. Oh, tylko jej mi tu teraz brakowało. Uniosłam prawą brew do góry, posyłajając je przy tym nieprzyjemne spojrzenie i z ironicznym wyrazem twarzy wyczekiwałam tego, co ma mi do powiedzenia. 
- Zgubiłaś się, potrzebujesz pomocy czy po prostu masz w zwyczaju zaczepianie nieznajomych?
- Dam ci jedną radę. Dla twojego własnego dobra... Trzymaj się od Andersa z daleka - powiedziała przesłodzonym do bólu głosikiem i położyła mi rękę na ramieniu. - Nie martw się, kochana, może jakiś desperat cię zechce.
- Ja tam chętnie zostanę takim desperatem - Velta wyrósł obok nas niespodziewanie. - Idź zająć się czymś pożytecznym, bo póki co to jedynie się wszystkich zaczepiasz i zanudzasz.
- No nie wiem, Anders nie wydawał się być znudzony, kiedy nasze języki wzajemnie się zaczepiały.
Raz w liceum wdałam się w bójkę z jedną dziewczyną, po tym jak rozsiewała o mnie głupie ploty. Groziło mi później wydalenie, na szczęście skończyło się na pracach społecznych na rzecz szkoły. Po tamtym incydencie przyrzekłam, że już nigdy tego nie zrobię. Ale cóż... nigdy nie mów nigdy. Nie potrafiłam utrzymać nerwów na wodzy i wymierzyłam Katrinie siarczysty policzek. Dziewczyna złapała się za twarz i ze łzami w oczach rzuciła się na mnie, mimo prób powstrzymania jej przez Rune. Bezskutecznie. Już kilka sekund później ruda oddała mi pięknym za nadobnym. Nie mogłam odpuścić, więc zaczęłyśmy się przepychać i szarpać za włosy, a przy tym leciały niecenzuralne wyzwiska. Całą zabawę przerwali Kot i Velta, którzy zaczęli nas rozdzielać, niczym sędziowie na ringu bokserskim.
- Co ty, kurwa, wyprawiasz?! - krzyknął na mnie Maciek, oglądając moją podrapaną buzię.
Pokręciłam głową, olewając jego pytanie, po czym odepchnęłam skoczka i podeszłam do Katriny, która zażarcie sprzeczała się z Norwegiem.
- Słuchaj - zaczęłam, stając przed nią - Nie obchodzisz mnie ty, nie obchodzi mnie Fannemel i nie obchodzi mnie co robicie. Możecie się ze sobą bzykać, polecieć do Dubaju lub zamieszkać pod wodą, a ja nie dbam o to. Rozumiesz?
- Rozumiem - odparła i uśmiechnęła się dziwnie zadowolona z siebie. - Sądzę, że on też.
O kurwa. On tam był. Stał tuż za mną i słyszał mój cudowny wywód. Czy już mogłam się obudzić? To wszystko nie mogło się przecież dziać naprawdę. Czułam się jakbym trafiła do jakiegoś koszmaru lub taniej telenoweli, gdzie sielanka w jednej chwili potrafi przemienić się w życiową tragedię. 
Popatrzyłam na Rune porozumiewawczo, a skoczek w odpowiedzi pociągnął za sobą Katrinę w kierunku punktu medycznego. Maciek też się gdzieś zmył, zostawiając mnie samą z nim. Byliśmy tylko my, tak jak w moim śnie, lecz nie w takich okolicznościach, jakich bym sobie tego życzyła.
- To prawda? Nic cię nie obchodzę?
Oczywiście, że nie idioto. Za bardzo mnie obchodziłeś. Za bardzo mi na tobie zależało. Za bardzo się tobą przejmowałam. Zdecydowanie za bardzo. Cisnęło mi się tyle słów, niestety, mój język zawiązał się w supeł.
Fannemel stanął naprzeciw mnie i założył mi niesforny kosmyk włosów za ucho. Ujął mój podbródek i delikatnie uniósł moją głowę ku górze tak, żebym przestała uciekać od niego wzrokiem. Było mi tak cholernie wstyd za to, jak się zachowałam i nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Tchórz, pieprzony tchórz.
- Nie, Anders - wypowiedziałam z trudem. Nie zamierzałam mu się z niczego tłumaczyć, to nie należało do moich obowiązków. Dziwiłam się jedynie, że nie robi mi żadnych wyrzutów ani na mnie nie krzyczy, że postąpiłam jak dzikuska wypuszczona z klatki. - Lepiej już pójdę.
Z każdą sekundą opadałam z sił coraz bardziej. Marzyłam o ciepłej kąpieli i łóżku, gdzie mogłabym spędzić najbliższe dwa tygodnie. Nagle ciemność pojawiła mi się przed oczami i poczułam jak ktoś ratuje mnie od przydzwonienia o ziemię.

*

- W życiu bym nie pomyślała, że dojdzie do czegoś takiego.
- Ja też nie. Dobrze, że odsunęli ją od skoczków, bo tutaj nie ma miejsca na bijatyki i romanse z zawodnikami.
- Rozmawiałeś z Kubą?
- Nie. Za to mama pytała mnie o jakieś wypowiedzenie. Wiesz o co chodzi?
- Wiem, ale niech Natka powie wam o tym, gdy będzie na to gotowa.
Leżałam i udawałam, że jeszcze śpię, by przysłuchać się rozmowie Ewki i Maćka. Wszystko się posypało. I znowu będę miała dużo do składania w jedną całość. Ten cały cyrk utwierdził mnie w przekonaniu, że moje odejście to najlepsza opcja. Zdawałam sobie sprawę, że dostałam tę pracę ze względu na znajomości, bo Kruczek nie znał mnie od wczoraj, a do tego chłopaki się za mną wstawili. Ja nie byłam już tutaj dłużej potrzebna i musiałam się z tym pogodzić, choć nie było to łatwe. 
- Fannemel to kretyn. Do tego ślepy. Chętnie bym mu obił mordę...
Lalalala, już się chyba dość nasłuchałam, lepiej zmieńcie temat, bo jeszcze wstanę i was wywalę z tego pokoju. Westchnęłam ciężko, po czym nakryłam się szczelniej kołdrą, zamknęłam oczu i pozwoliłam sobie na kolejne godziny snu.

* * *

No ja nie wiem, do tego rozdziału w tle pasowałaby muzyczka z Trudnych Spraw.
Fannemel i jego 251.5 metra zdecydowanie zrobiło mi dzień. ♥ Szkoda, że w II nie było już tak dobrze, ale jestem pewna, że zbliżające się Mistrzostwa będą piękne.
I pojawił się Rune Wybawca Velta Delta, ale spokojnie, nie przewiduję tu żadnego romansu z Nataszką. 
Chyba się troszkę wypaliłam, więc co do myheart-isopen.blogspot.com to jestem bliższa usunięcia tego bloga i historii ze swojej głowy, niż pisania jej. Także skończę Nataszkę i Fannisa, a potem robię sobie urlop.
Dziękuję za każde wejście, miłe słowo i komentarz, naprawdę. Jesteście najlepsi.
Do następnego!

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 14

- Czy wy wolontariusze to nie macie nic do roboty?
Następnego dnia po wielkim triumfie Stocha, skoczkowie mieli dzień wolny do dyspozycji dla siebie i rodzin, które przyjechały do Sochi, a następne treningi na skoczni odbywały się w środę. Czas ten wykorzystałam na spacer w towarzystwie Maćka oraz Kuby, który pojawił się w Rosji w nieco innej roli. 
Stałam z skrzyżowanymi rękami na piersi w oczekiwaniu aż Koty skończą strzelać sobie selfie i będziemy mogli ruszyć dalej. Oczywiście chłopaki moje pytanie skwitowali śmiechem, co mnie tylko jeszcze bardziej zirytowało. Czy oni zapomnieli, że wkurzanie mnie źle się kończy? Wzięłam do ręki trochę śniegu, ulepiłam z niego piękną śnieżkę, po czym cisnęłam w twarz Macieja, lecz ten zdążył się uchronić. Obaj spojrzeli na mnie z dezaprobatą w oczach, ale ja nic sobie z tego nie robiłam. 
- Do twojej wiadomości: wolontariusze mają o wiele więcej obowiązków niż asystentki trenerów kadr narodowych - odgryzł się Kuba i przybił sobie piątkę z bratem w geście męskiej solidarności. - Zgaduję, że jednak chciałaś zapytać o coś innego, czyż nie?
Przygryzłam dolną wargę i zwiesiłam głowę, uciekając od ich świdrujących na wylot spojrzeń. Naciągnęłam czapkę na uszy, schowałam ręce do kieszeni (ktoś jak zwykle zapomniał rękawiczek...) i ruszyłam przed siebie, nie czekając na nich dłużej. Oczywiście bracia Kot nie byliby braćmi Kot, gdyby nie zaczęli mnie nawoływać w swoim stylu. Innymi słowy - zaczęła się prawdziwa wojna na śnieżki. Problem w tym, że oni byli w jednej drużynie, a ja zostałam sama, więc kilka minut później leżałam cała mokra w śniegu.
- Powiesz o co chodzi, czy może mamy cię wrzucić do kolejnej zaspy? - Maciek wyszczerzył się zadowolony i zerknął na starszego porozumiewawczo. - Hm, niech zgadnę: twój problem zaczyna się na f...
- Tak, moim problemem są dwaj frajerzy, którzy nade mną stoją - warknęłam i wstałam z ziemii. Zaczęłam otrzepywać ubrania, ale to było ciężkie, kiedy ten biały puch był wszędzie. - Jeszcze się za to doigracie.
Chłopaki jedynie wzruszyli ramionami i oszczędzili sobie drążenia tematu norweskiego krasnala. A jeśli o nim mowa to jakoś mu się nie spieszyło, żeby się do mnie odezwać. Chyba lisica już go omotała swoją kitą. Nie żebym się tym przejmowała. Wcale mi nie jest przykro. To nie jest tak, że chciałabym z nim spędzić trochę czasu i pogadać. Ja tylko... ja tylko trochę go lubiłam, nawet jeśli zachowywał się jak irytujący karzełek (pomińmy, że jest te kilka centymetrów wyższy ode mnie) i ułożenie fryzury zajmowało mu więcej niż mi. 
Bo z tymi facetami to tak już bywało i nic się na to poradzić nie dało - działają nam na nerwy, ale też sprawiają, że ciągnęło nas do nich i świat bez nich nie byłby taki sam. Pomarłabym z nudów, gdyby mi przyszło żyć na planecie pełnej bab, mimo że sama byłam jedną z nich.
- Patrz, jak się zamyśliła...
- Mówiłem ci przecież, że to miłość!
- Kurde, myślisz, że to może być zaraźliwe?
- Mam nadzieję, że nie. Nie chciałbym zakochać się w Fannemelu.
Co ja mówiłam, że świat bez facetów byłby nudny? Nie zmieniało to faktu, że jakby ich ktoś zabrał na tydzień, to chętnie bym sobie odpoczęła, bo ta dwójka doprowadzała mnie do szału, jednakże ich to jakoś nie ruszało. Eh, mężczyźni... 

*

W dzień drugiego konkursu rano czekała nas mała niespodzianka, kiedy okazało się, że do Soczi przyleciała... Ewa! I to w tajemnicy przed nami wszystkimi, z wyjątkiem Kruczka. Kamil nie posiadał się z radości, gdy zobaczył swoją żonę i aż miło się na nich patrzyło. Nie ukrywałam, że również cieszyłam się z przylotu Stochowej, bo potrzebowałam babskiej rozmowy. Zresztą po jej minie doszłam do wniosku, że ona też chciała ze mną pogadać, więc dobrze się złożyło. 
- Chyba masz mi wiele do wyjaśnienia - powiedziała blondynka, gdy znalazłyśmy się sam na sam. - Przede mną nic się nie ukryje.
- Zależy co masz na myśli - odparłam, po raz ostatni sprawdzając, czy zabrałam na skocznię wszystko co jest mi potrzebne. - No więc?
- Czy chłopaki wiedzą, że odchodzisz po sezonie? 
Jej pytanie zbiło mnie z pantałyku. Oczywiście, że nie wiedzieli, nikt o tym nie wiedział, poza mną samą. Jakim cudem ona mogła się o tym dowiedzieć? Zdenerwowana nie potrafiłam sklecić żadnego sensownego zdania. 
- Nie i nie chcę, żeby wiedzieli. Przynajmniej na razie, bo i tak mam jeszcze czas, by podjąć ostateczną decyzję - odpowiedziałam. - Skąd to wiesz?
- Pani Kot znalazła twoje wypowiedzenie u ciebie w pokoju i zadzwoniła do mnie - wyjaśniła, bacznie mnie obserwując. - Myślała, że może znowu chcesz wyjechać. 
- Nie, chcę zostać w Zakopanem, ale nie mogę dłużej być asystentką Kruczka. Polubiłam tę pracę, bo dzięki niej jestem blisko skoków... Ale nie mogę.
- Czy to ma związek z pewnym Norwegiem?
Ah, a już myślałam, że o niego nie zapyta. To byłoby dziwne, zwłaszcza że zrobili to już chyba wszyscy inni, to i przyszła kolej na nią.
- Po części tak - wyznałam z ogromną gulą w gardle. - Źle się to potoczyło...
- Dlaczego?
- Bo on miał być tylko kolejnym skocznym kolegą, a zaczyna być kimś więcej. I ja wiem, że to się nie uda, więc wolę sobie oszczędzić płaczu.
- Natka, tak po prostu się poddajesz? Nawet nie spróbujesz o niego zawalczyć?
Walczyć? Ależ ja walczyłam. Od dawna z samą sobą, by poskładać siebie i swoje życie do kupy, żeby nie być już więcej taką spierdoliną, a to nie należało do łatwych zadań. Czasami po prostu brakowało mi już sił, by toczyć ciągłą bitwę z przeciwnościami losu. Najprościej byłoby usiąść na tyłku i się rozpłakać, lecz nie mogłam, bo już taka byłam - uparta jak cholera i dawałam z siebie maksimum. Sęk w tym, że nie byłam maszyną i w końcu przychodził taki moment, że zaczynałam pękać.
- Ciężko walczyć, kiedy jest się z góry na przegranej pozycji.

*

Kamil mógłby w tamtej chwili wskoczyć na najwyższy stopień podium, zatrząść biodrami i zaśpiewać "Oops, I did it again", bo tak oto nasza rakieta z Zębu została podwójnym mistrzem olimpijskim. Coś o czym marzył jako dzieciak stało się faktem po raz drugi. 
Ściskałam Ewę za rękę i wzruszone patrzyłyśmy na to, co się działo. Tego szczęścia jakie nam towarzyszyło nie dało się opisać słowami, to trzeba było po prostu poczuć. Nikt nie zrozumie kibica tak, jak drugi kibic i to było niezaprzeczalne. 
- Leć do niego! - zawołałam do Ewki, zaraz po tym jak dekoracja kwiatowa się skończyła. Kamil powoli zmierzał ku nam, więc powoli pchnęłam ją w jego stronę. - Nie stój jak kołek!
- Oh, nie bądź taka hop do przodu - zaśmiała się, po czym obejrzała się do tyłu i powiedziała: - Ktoś na ciebie czeka.
Nie zdążyłam nic już powiedzieć, bo blondynka pobiegła do swojego ukochanego, a mnie zostawiła z Fannemelem, który stanął obok mnie z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Mogłabym mu teraz pogratulować świetnych skoków lub zacząć wypytywać o tę zdzirę, ale nie. Zbyt długo czekałam na to, by mieć go blisko siebie, by jakiekolwiek zbędne słowa to teraz zniszczyły. Z bijącym jak oszalałe serce stanęłam naprzeciw niego i splotłam swoje palce z andersowymi, po czym podniosłam głowę do góry, żeby spojrzeć w jego niebieskie ślepia. 
I kiedy nasze usta się złączyły to nie było Igrzysk, Soczi, tłumu kibiców, zgiełku ani reszty świata. Byłam tylko ja i mój norweski krasnal.

* * *

Jak myślicie, że teraz będzie miło, słodko i kolorowo to się mylicie. :>
Ogólnie to końcówka miała być inna, ale pewien karzeł postanowił wygrać w niedzielę i tym samym zmieniłam plany, ale tylko trochę.
Igrzyska miło się wspomina, zwłaszcza gdy wczoraj minął rok od pierwszego złota Kamila. Ale hola, hola, przed nami Falun! I wyczuwam zacne bajlando mistrzostwa.
W wolnej chwili zapraszam na myheart-isopen.blogspot.com, gdzie będzie się coś pojawiać po zakończeniu historii Nataszki i blondasów. :)
Do następnego!

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 13

Zaśmiała się na głos i odrzuciła do tyłu swoje długie rude włosy. Pogroził jej palcem ostrzegawczo i do moich uszu dobiegł jego śmiech. Zacisnęłam dłonie w pięści, starając się nie wybuchnąć i nie podejść tam. Może wtedy przestałaby się tak do niego mizdrzyć. Grrr.
- Natka, możesz tu przyjść? - zawołał Ziobro i ruchem głowy dał znać, żebym poszła za nim. Westchnęłam ciężko, po czym podążyłam za Jaśkiem.
Czemu mnie to tak bardzo irytowało? Miałam ochotę zakopać tę dziunię pod śniegiem albo zrobić awanturę, żeby się zajęła swoją robotą i tym samym nie mogłaby więcej głupkowato się szczerzyć do niego i robić maślanych oczu. Kozłowska, calm your tits. Nie mogłam tracić czasu na pierdoły. Nie w tak ważnym dla kadry momencie.
- Sprawa jest prosta - rzekł skoczek, patrząc na mnie stanowczym wzrokiem. - Bo widzisz: Maciek znowu emosi. Igrzyska to wielka sprawa, ale on powinien mniej się spinać. I mówię to ja, narodowy spec od luzu. 
- Dlaczego ja? - zapytałam, unosząc prawą brew ku górze i posyłając mu nerwowy uśmiech. - Równie dobrze ty mógłbyś to zrobić.
- Tak, ale jesteś kobietą...
- No shit, Sherlock.
- Natasza, proszę, przestań się zgrywać. 
Bezradna mina Janka mnie pokonała. Założyłam ręce na piersi, wywaliłam teatralnie oczami i ruszyłam w stronę stojącego przy bandzie Macieja, który wpatrywał się w skocznię z zamyślonym wyrazem twarzy. Następnemu się zebrało na jakieś głębokie rozkminy. Podeszłam do niego i przez dłuższą chwilę staliśmy w milczeniu, podziwiając kompleks Russkije Gorki, gdzie za nieco ponad godzinę miał odbyć się pierwszy trening na skoczni K95. 
- Wszystko w porządku? - zapytałam z troską, zerkając na niego. Wzruszył ramionami i skrzywił się. - No dawaj, wypłacz się.
- Po prostu trochę się stresuję, bo to moje pierwsze takie zawody... - wyznał i spojrzał na mnie. - A co jak nie dam rady?
- O Chryste, trzymajcie mnie! - zawołałam i wzniosłam ręce ku niebu. - Maciek, nie dąsaj się tyle i daj sobie trochę na luz. Nagle zabrakło ci wiary w samego siebie?
- Oczywiście, że nie! Zgłupiałaś?
- Ty zgłupiałeś, Kocie. Dasz radę, wszyscy dacie radę, jestem tego pewna. 
W odpowiedzi Maciek przytulił mnie do siebie, co skwitowałam chichotem i nazwaniem go popaprańcem. Wtem usłyszałam krzyk Dawida "Tulimy" i parę sekund później wraz z pozostałymi skoczkami tkwiłam w wielkim zbiorowym uścisku. Nie powiem, zrobiło mi się cieplej, ale trochę mnie miażdżyli. 
Nasz niedźwiedzi przytulas przerwał Kruczek, który stał rozbawiony i ponaglał chłopaków, że zostało niewiele czasu do treningu. Skoczkowie poszli w swoją stronę, zostawiając mnie samą z kotłującymi się w głowie myślami. 
- Hej - usłyszałam za sobą jego głos. O, przybył sprawca mojego mętliku. - Jak tam?
- Dobrze. Dzięki, że pytasz - odpowiedziałam i już chciałam odejść, lecz Norweg złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. - O co chodzi?
- To chyba ja powinienem o to zapytać - odparł, świdrując mnie wzrokiem. - Zrobiłem coś nie tak?
- Nie, naprawdę wszystko jest okej.
Anders uniósł lekko kąciki ust do góry i założył mi za ucho niesforny kosmyk moich włosów, przejeżdżając przy tym opuszkami palców po policzku. Kurwa. Zwariowałam chyba. Przecież to tylko ten krasnal Fannemel. Poczułam jak blondyn puszcza moją rękę, którą byłam gotowa złapać z powrotem i już więcej nie puszczać.
- Dlaczego mam wrażenie, że nie mówisz mi prawdy?
Co miałam mu powiedzieć? Że zalewała mnie krew, gdy widziałam jak jakaś lisica z wolontariatu ostentacyjnie się do niego przystawiała? Nie mogłam sobie na to pozwolić. Wyśmiałby mnie i przylepił łatkę zazdrośnicy. Pf. Ja i zazdrość. To się ze sobą w żaden sposób nie kleiło. 
Skoczek pocałował mnie w policzek i pożegnał się, nie uzyskując odpowiedzi na swoje pytanie. Odprowadziłam go smętnym wzrokiem, po czym poszłam do swojej ekipy, by zasadzić tym chuderlakom motywacyjne kopniaki w tyłek.

*

Druga seria konkursu powoli dobiegała końca. Stałam cała w nerwach między Kubackim i Kacprem Skrobotem, ściskając kciuki i obserwując jak kolejni skoczkowie odpychają się od belki, zjeżdżają, wybijają się z progu i lecą. Kamil po pierwszej serii prowadził nad drugim Bardalem i tylko jakieś nieszczęście mogło mu odebrać zwycięstwo.
Spojrzałam na Dawida, który w skupieniu śledził zawody. Nie okazywał tego ani nic nie mówił, lecz wiedziałam, że jest zawiedziony brakiem zakwalifikowania się do serii finałowej. Zabrakło naprawdę niewiele do tego, by kontynuował swój występ. 
Zostało trzech skoczków: Słoweniec, Norweg i Polak. Wypuściłam powietrze i odruchowo złapałam Dejviego za rękę. Uśmiechnął się zaskoczony moim gestem i obdarzył mnie ciepłym spojrzeniem. 
Skok na odległość 99 metrów pozwolił Prevcowi chwilowo objąć prowadzenie i cieszyć się z medalu. Tylko jakiego? Cholera, Bardal skoczył pół metra bliżej i tym samym przegrał z Peterem, ale mimo tego będzie na podium.
I został już tylko on, Kamil Stoch. Rakieta z Zębu w malinowym kostiumie i zielonym kaskiem przyozdobionym biało-czerwoną szachownicą, która była znakiem polskich sił powietrznych i miała być talizmanem na tych Igrzyskach. 
Przymknęłam powieki i gdy je podniosłam, Kamil znajdował się już w powietrzu. To było zaledwie paręnaście sekund, a kiedy wylądował nie było najmniejszych wątpliwości, że dokonał tego. Został mistrzem olimpijskim. Zdeklasował wszystkich z przewagą 12.7 punktów nad drugim Prevcem. Wydałam z siebie najgłośniejszy okrzyk radości na jaki było mnie stać i wpadłam w ramiona Kubackiego, który cieszył się równie tak mocno jak ja. Nie potrafiłam powstrzymać łez, które cisnęły mi się do oczu na widok Janka i Maćka niosących Kamila na swoich barkach. 
Chciałam wrzeszczeć, skakać, płakać i przytulić każdą napotkaną osobę na swojej drodze, jednakże po tym jak Skrobot złapał mnie za tyłek wolałam się nie zbliżać do kogo popadnie. No ale mojego emosa to bym nie mogła nie wyściskać! I Ziobry też, w końcu zajęli bardzo dobre miejsca i było z czego się cieszyć. Nikt nie ukrywał jednak, że dzisiejszy dzień to show Kamila i to jemu należą się największe gratulacje. 
W tym całym zamieszaniu próbowałam przedostać się jakoś do ekipy norweskiej, by porozmawiać przez chwilę z Andersem, który zajął dzisiaj całkiem niezłe 15 miejsce, co było dobrym wynikiem, patrząc pod kątem jego debiutu na Igrzyskach Olimpijskich. Łaziłam i szukałam tego knypka, niestety, bezskutecznie. Pewnie z resztą chłopaków czekają na dekorację kwiatową, więc trochę zrezygnowana wróciłam do swojego teamu, który żywo dyskutował na temat przebiegu konkursu.
- Szukałaś Andersa? - szepnął Maciek, by nikt nie usłyszał. Pokiwałam twierdząco głową i popatrzyłam na niego podejrzliwie. - No co?
- Ty coś wiesz, prawda? Powiedz mi! 
- Natka...
- O co się znowu kłócicie? Przestańcie choć na chwilę, bo dekoracja się zaczyna! - skarcił nas fizjoterapeuta, Łukasz Gębala. 
Przeprosiłam go, po czym fuknęłam na Macieja znacząco i podeszłam bliżej, by mieć lepszy widok na wszystko. Wtedy też zauważyłam norweski team, który zaczął wiwatować i klaskać, kiedy na najniższy stopień podium wszedł Anders Bardal. Wszystko byłoby w porządku, tylko co robiła tam ta głupia ruda siksa?!

* * *

Witam was po tym jakże obfitym w sportowe emocje weekendzie. Pomijaąc naszą wczorajszą dyskwalifikację to był on piękny i mogłoby to trwać. :D 
No ale nic. Powiedźcie cześć nowej bohaterce, która z Nataszką się raczej nie zaprzyjaźni. 
Przepraszam za zaległości, wszystko postaram się nadrobić za niedługo! 
Do następnego. :)