wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 10.

Przed przylotem do Norwegii domyślałam się, że dużo czasu będę spędzać sama. Fannenel pojechał do Lillehammer na treningi i zostawił mnie na kilka dni samą. Cholernie się ekscytował tym, że leci na Igrzyska Olimpijskie do Soczi, a ja cieszyłam się razem z nim. Podobnie zresztą było z polską kadrą, choć tam nie obyło się bez małej afery i zgrzytu, spowodowane decyzją Kruczka o nie zabraniu do Rosji Murańki. Jedni twierdzii, że jak nie teraz to kiedy? Drudzy zaś sądzili, że Klemens powinien nabrać jeszcze doświadczenia oraz że pod wpływem presji i rangi zawodów mógłby się "spalić". Oliwy do ognia dolewał ojciec Klimka, który komentował decyzję trenera polskiej kadry w mediach, co nikomu się nie spodobało.
A ja czułam się jakby z boku tej całej sytuacji, jedynie czytając wiadomości sportowe. Mieszkanko Fannisa stało się moim nowym azylem, w którym się zamknęłam i wychodziłam tylko po zakupy do znajdującego się nieopodal marketu. Przy okazji nauczyłam się najbardziej podstawowego dialogu po norwesku w sklepie, ale to chyba niezły początek do dalszej edukacji. W każdym razie pod nieobecność Andersa starałam się jakoś oderwać od dręczących mnie pesymistycznych myśli. Nadrabiałam zaległości w moich ulubionych serialach, czytałam, chodziłam na spacery, by pocykać zdjęcia, ale że nie znałam okolicy zbyt dobrze to wolałam się zbytnio nie oddalać. Dzięki tym kilku samotnym dniom mogłam przemyśleć wiele spraw, podjąć parę ważnych decyzji, by zacząć iść do przodu, a nie patrzeć w tył. Nie było to łatwe, ale musiałam się pozbierać. Może jeszcze nie do końca, lecz kawałek po kawałku, aż będę mogła być znowu sobą, ale taką zupełnie nową. O wiele lepszą wersją samej siebie. 
Sobotni wieczór spędzałam leżąc na kanapie pod kocem i czytając książkę. Czekałam na powrót Fannemela, ale dochodziła 22, a jego wciąż nie było. Pewnie gdzieś zabalowali po drodze, w końcu w sezonie rzadko się zdarza, żeby skoczkowie mieli wolny weekend. I tak nie zamierzałam się kłaść zbyt prędko, bo czekałam na start drugiego konkursu w Sapporo. Oglądanie skoków o 2 w nocy? Czemu nie! W końcu sen jest dla słabych. 
I kiedy już myślałam, że będę zmuszona oglądać zawody sama, Anders postanowił do mnie dołączyć. Odkąd tylko wszedł do mieszkania uśmiechał się od ucha do ucha, ale nie był skory do rozmowy. Zachowywał się dziwnie i zaczęłam się zastanawiać, co mu się tam rodzi w jego główce. Bynajmniej nie był pijany, bo raczej bym to zauważyła. Siedzieliśmy więc w milczeniu na kanapie przez całą pierwszą serię, gdy wtem blondyn poderwał się na nogi.
- Jedziemy na wycieczkę! - zakrzyknął wesoło. Cholera, on chyba naprawdę upadł na głowę. Albo może mu Bardal nartą przywalił? Nie zdziwiłabym się, w końcu Fannis potrafi być czasem wkurzający. - No chodź, nie ma mnie w Japonii, to i tak nie masz co oglądać.
- Wyobraź sobie, że nie oglądam skoków dla ciebie - to po pierwsze. Po drugie: gdzie niby mielibyśmy jechać? A po trzecie: jest 3 w nocy, to chyba nie jest dobra pora na jakieś wyjazdy - odparłam, opatulając się szczelniej kocem. Niezadowolony Anders wziął pilota, wyłączył telewizor, po czym wziął mnie na ręce i wyniósł z mieszkania, pomimo moich protestów i walenia pięścią w jego klatkę piersiową. - Postaw mnie, słyszysz? Nawet się nie ubrałam!
- Jakoś mi to nie przeszkadza.
- Anders, proszę cię, jak złapię anginę czy jakieś inne choróbsko to nie wyjadę do Polski, dopóki nie będę zdrowa.
- Jak dla mnie możesz zostać w Norwegii nawet do końca życia.
- Anders...
Zrezygnowany zróbił w tył zwrot i zaniósł mnie z powrotem do mieszkania. Trochę zrobiło mi się przykro, kiedy spostrzegłam, że entuzjazm z niego uleciał. Pocałowałam go w policzek i kazałam mu się nie dąsać, bo pojadę z nim na tę jego wycieczkę, tylko musiałam przebrać się w coś, w czym nie zamarznę na śmierć. 
I tym sposobem po piętnastu minutach siedzieliśmy w samochodzie, jadąc do... No, nie wiem dokładnie gdzie, ale miałam nadzieję, że to będzie warte tego wszystkiego. Skupiony na drodze Norweg milczał jak grób i nawet moje świdrowanie go wzrokiem nie przyniosło żadnych efektów. 
Po jakichś czterdziestu minutach znaleźliśmy się na miejscu, a to co zobaczyłam przerosło moje wszelkie oczekiwania. Fannemel nieco się rozchmurzył, kiedy zauważył moją reakcję na widok Hornindalsvatnet w blasku księżyca. Nie spodziewałam się, że skoczek zdecydował się na pokazanie mi najgłębszego jeziora w Europie, a już na pewno nie o takiej porze. 
- Spacer? 
- Spacer.
Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy wzdłuż skalnego murku, obserwując okolicę. Nie mogłam wyjść z zachwytu nad tym miejscem i chyba musiałam popukać się w czoło, że narzekałam na ten szalony pomysł z przyjazdem tutaj. 
Trochę niepewnie splotłam swoje palce z Andersowymi, co on skwitował uśmiechem. Chciałam coś powiedzieć, ale w tamtym momencie jakiekolwiek słowa były czymś zbędnym.
Po kilkunastominutowej przechadzce dotarliśmy do ławeczki, która stała pod niewysokim drzewem, gdzie postanowiliśmy się zatrzymać. 
- Dziękuję - powiedziałam, przerywając ciszę między nami. - Za ściągnięcie mnie do Norwegii, troszczenie się o mnie, wyrozumiałość, cierpliwość, zabranie mnie tutaj... Za wszystko.
- To ja powinienem ci dziękować - odparł, nie spuszczając ze mnie wzroku ani na moment. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaki jestem wdzięczny, że mnie nie spławiłaś, chociaż mogłaś to zrobić. W ogóle się nie znaliśmy, nie licząc tej nocy w Wiśle. A ty, nie wiedzieć czemu, zaufałaś mi i wpuściłaś do swojego świata. Pomimo tego, że kiedy spałaś to grzebałem w twoim telefonie, wyrzucałem papierosy i bywałem nadopiekuńczy. Dalej tu jesteś i za to ci dziękuję.
- Jestem i jeszcze trochę się ze mną pomęczysz.
- Poważnie? Mimo tego, że Kubacki cię przede mną ostrzegał?
Zamarłam. W zdziwieniu wybałuszyłam oczy, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Nie miałam pojęcia, że ktoś słyszał tamtą rozmowę, a szczególnie Fannemel, bo w końcu dotyczyła też jego. 
- To pod hotelem... Ile z naszej rozmowy usłyszałeś?
- Wystarczająco dużo, by wiedzieć, że Dawid jest zazdrosny, a twoja mama coś przed tobą ukrywała.
Mój Boże...
Czułam jak wszystko do mnie wraca i uderza mnie mocno w twarz. Oh, to smutna rzeczywistość, od której starałam się uciec zamiast się z nią zmierzyć.
- Nie chcę o tym mówić. Nie dzisiaj - wymamrotałam po cichu, zerkając na Andersa. 
- W porządku - zgodził się i objął mnie ramieniem. Przysunęłam się bliżej niego i położyłam dłoń na spoczywającej na jego brzuchu ręce. - Chcę tylko żebyś wiedziała, że nigdy nie zrobiłbym czegoś, co mogłoby cię zranić. 
Jego czułość sprawiała, że zaczęło zbierać mi się na płacz. Był dla mnie taki dobry, a ja nawet nie mogłam mu się odpłacić będąc z nim stuprocentowo szczera. W ciągu tych kilku miesięcy staliśmy się dobrymi przyjaciółmi, lecz miałam obawy, że moje rosnące względem niego uczucia mogą to zepsuć, a ja bym sobie tego nie wybaczyła. Poza tym sprawa z Kubackim nie dawała mi spokoju, mimo że nie mogłam liczyć na więcej niż na zwykłą koleżeńską relację. Po raz kolejny stałam na rozstaju dróg, gdzie musiałam podjąć decyzję w którą stronę pójdę i nie mogłam się już z niej wycofać.  
Spojrzałam na Andersa i uśmiechnęłam się sama do siebie. Chciałabym uporać się z demonami przeszłości, by móc ruszyć dalej. I miałam nadzieję, że kiedy już ruszę to Fannemel będzie przy mnie.

*

Na powitanie zostałam zmiażdżona przez Kubę, który przyjechał po mnie na lotnisko. Potem jednak dostało mi się za to, że podczas mojego pobytu w Hornindal odezwałam się do niego i Maćka zaledwie 2 razy: kiedy byłam już u Andersa i wczoraj, żeby przypomnieć o swoim istnieniu i poprosić, by któryś z nich mnie odebrał. Na stwierdzenie, że "Pewnie dobrze się bawiłam" wywróciłam oczami, bo to było oczywiste. Tydzień spędzony z dala od wszelkich problemów to było coś, czego potrzebowałam najbardziej. Ale przyszedł kres słodkiemu
lenistwu i już jutro wracałam do pracy, bowiem w weekend czekały nas ostatnie konkursy przed Igrzyskami Olimpijskimi. 
- Jak było? Opowiadaj, a nie siedź jak taka cicha myszka w dziurze.
- Chyba pod miotłą. Jako kot powinieneś to wiedzieć.
Parsknął śmiechem i zerknął na mnie podejrzliwym wzrokiem. No nie, to teraz był ten moment kiedy zostanę zasypana milionem pytań. Lepiej byłoby gdybym zamknęła oczy i udawała, że śpię, ale przy nim taki numer nie przejdzie.
- Było fajnie, naprawdę. Anders mieszka w pięknej okolicy, więc narobiłam sporo zdjęć. Nie wiem, co byś chciał jeszcze wiedzieć? - rzekłam, szukając w torebce moich słuchawek, ale to było ciężkie, kiedy ma się w niej bajzel. W tym aspekcie byłam typową kobietą. 
- Jak tam Fannemel? - zapytał, uśmiechając się przy tym znacząco. - I nie wykręcaj się, zaczęłaś się rumienić.
- Ugh, sobie znalazłeś temat do rozmowy - fuknęłam wściekle. - Powiedz mi lepiej, co do za ważna sprawa o której pisał Maciek?
- Dowiesz się, kiedy dojedziemy na miejsce - odpowiedział tajemniczo. - Jeszcze nam za to podziękujesz. 
- Albo was zabiję.
No pięknie, następnym się zebrało na jakieś niespodzianki. 
Po wielkich poszukiwaniach (czyli wywaleniu wszystkiego z torebki) znalazłam w końcu te pieprzone słuchawki, dzięki czemu mogłam odpłynąć przy dźwiękach piosenek Toma Odella. Zrezygnowana i zmęczona wkrótce zasnęłam, nie głowiąc się dłużej nad tym, gdzie Kuba mnie wiezie.

* * *

Był rozdział na mikołajki, to jest i na święta.
Przy okazji - licznik pokazuje ponad 10 tysięcy wyświetleń. Trochę wow. 
Dziękuję każdemu, kto czyta tę historię, niezależenie czy komentuje czy nie (choć nie ukrywam, że fajnie byłoby poznać waszą opinię na temat tego, co tutaj publikuję).
Chciałabym Wam życzyć zdrowych i radosnych świąt, udanego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku. :) Bądźcie zdrowi, uśmiechnięci i silni w tym nadchodzącym 2015 roku! :)

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 9.

Podczas pierwszego dnia pobytu w Norwegii, Fannemel chyba pożałował, że zdecydował się na ściągnięcie mnie do Norwegii. Zachowywałam się tak samo jak w Polsce - mało jadłam, na pytania zazwyczaj odpowiadałam "tak", "nie" lub "daj mi spokój" i nie chciałam robić nic bardziej produktywnego od leżenia i słuchania muzyki. Dopiero nazajutrz, kiedy Anders poszedł pobiegać wczesnym rankiem, zdałam sobie sprawę, że zachowuję się idiotycznie. Byłam jego gościem, zaprosił mnie do siebie, bo się martwił i próbował mnie odciągnąć od nękających mnie myśli, a ja byłam zwykłą niewdzięcznicą. Podobnie zresztą traktowałam wszystkich znajomych w Zakopanem, którzy w końcu się poddali, nie wiedząc jak mogą mi pomóc.
Postanowiłam zrobić pierwszy krok, by to naprawić i zabrałam się... za robienie śniadania. Niestety, w kuchni skoczka nie znalazłam zbyt wiele, więc po 15 minutach czekały na niego kubek z herbatą i talerz z kanapkami z Nutellą. Chociaż tyle mogłam zrobić na sam początek.
Korzystając z nieobecności Fannisa zdecydowałam się na zwiedzenie jego mieszkania. Co prawda nie było ono duże, ale bardzo przytulne. Problem był jedynie taki, że była tylko jedna sypialnia, którą postanowił mi odstąpić, a sam przeniósł się na kanapę w salonie. Biedaczek. Później Stoeckl będzie miał pretensje do niego, że porusza się niczym staruszka. Nie ubliżając oczywiście starszym ludziom! Oh, powinnam się czasem ugryźć w język.
Moja wycieczka była krótka, a jej ostatnim punktem było pomieszczenie między sypialnią, a łazienką. Wahałam się przez moment, czy powinnam tam wchodzić, skoro Anders nie wspominał o tym pokoju. Z drugiej strony nie wydał mi wyraźnego zakazu, więc czemu by nie? Gorzej, jeśli by się okazało, że ma tam swój mały pokoik zabaw niczym z 50 twarzy Greya i jeszcze miał w planach nie tam zamknąć pewnej nocy. Boże, co ja bredzę?
Ostatecznie ciekawość zwyciężyła. Pociągnęłam za klamkę, po chwili przekraczając próg tajemniczego miejsca i weszłam do środka. Po omacku znalazłam włącznik światła (po drodze strącając coś i robiąc przy tym dużo hałasu) i moim oczom ukazała się... 
No właściwie to nie wiedziałam jak to nazwać. Graciarnia? Na pierwszy rzut oka rzuciły mi się wiszące na wieszaku stare kombinezony Fannemela. Na podłodze leżały dwie walizki, obok nich stał odkurzacz, w kącie pokoju para nart. W skrócie: nic, co byłoby warte uwagi, dlatego też nie dziwiłam się, że Anders nie wspominał o tej części mieszkania.
I gdy już miałam wychodzić moją uwagę zwróciło drewniane pudełko, które musiałam zrzucić. Podniosłam je, po czym zaczęłam mu się dokładnie przyglądać. Eh, skoro już byłam na tyle wścibska, żeby tutaj wejść, to otworzenie tego już nie stanowiło dla mnie żadnej bariery. 
Listy. Dużo listów. 
Cholera, to już było przegięcie. Nie mogłam przecież czytać cudzej korespondencji. Zapewne musiały one mieć dla niego szczególną wartość, skoro je zachował. 
Wtem usłyszałam trzask drzwi. W popłochu odstawiłam szkatułkę na swoje miejsce i wyleciałam na korytarz. Nawet nie spostrzegłam jak czas szybko leciał, ale ucieszyłam się na widok Andersa, który przywitał mnie przelotnym buziakiem w policzek, a po krótkiej chwili czmychnął do łazienki. 
Usiadłam przy stole, czekając aż Fannemel skończy brać prysznic. W tym czasie zdążyłam policzyć do 246321 i zmówić trzy razy Zdrowaś Mario. No dobra, tak na poważnie to po 10 minutach Anders siedział już obok mnie przy stole.
- Będę musiał cię opuścić na parę dni - oznajmił Norweg, oblizując sobie palce z czekolady. Spojrzał na mnie z uśmieszkiem na twarzy i wziął kolejną kanapkę z talerza. - Hmm, mogłem wstąpić do sklepu...
- Jak to opuścić? - zapytałam, mierząc go wzrokiem. Woda kapała mu z włosów, mocząc przy tym jego niebieską koszulkę, w efekcie czego materiał przylepił się do ciała. Cholera, chyba za bardzo się skupiłam na mało ważnych szczegółach, zamiast na tym, co do mnie mówił. A od dłuższej chwili nawijał jak nakręcony.
- ... dlatego jest to dla mnie bardzo ważne. Oczywiście twoje odwiedziny też, ale rozumiesz mnie, prawda?
- Tak, oczywiście, nie ma problemu.
- Nie słuchałaś mnie. Równie dobrze mógłbym opowiadać teraz o długości szyi żyrafy, a ty byś i tak mi przytaknęła.
- Przepraszam, ja...
- Wiesz co? Nieważne. Ostatnio nic nie robisz, tylko przepraszasz. Zastanawiam się, czy twoje przeprosiny jeszcze coś znaczą czy po prostu robisz to z automatu?
Słowa Andersa skomentowałam krótko i boleśnie - spoliczkowaniem go. Wkurzona wstałam z miejsca, po czym oddaliłam się do sypialni, starając się by nie usłyszał mojego płaczu. Może nie powinnam była wychylać nosa poza dom Kotów. Ba! Najlepiej by było gdybym wyparowała. Od razu wszystkim zrobiłoby się lżej, bo nie musieliby się ze mną męczyć.
Zmęczona tą pieprzoną sprzeczką i płakaniem przymknęłam oczy. Od dawna twierdziłam, że sen jest lekiem na całe zło, tak więc pozwoliłam sobie odpłynąć do lepszego świata.



Obudziłam się z wielkim bólem głowy i z jeszcze większymi wyrzutami sumienia. Moje spłacanie długu wdzięczności szło mi naprawdę kiepsko, za co musiałam go przeprosić. Taa, chyba jednak miał rację co do mojego postępowania, a ja fochnęłam się niczym urażona księżniczka, do której mi było daleko.
Omal nie spadłam z łóżka, kiedy przewróciłam się na drugi bok i spostrzegłam, że Fannemel siedzi w fotelu i mnie obserwuje. Blondyn podszedł do łóżka, a po chwili położył się obok w identycznej pozycji do mojej - z ręką pod głową oraz podkurczonymi nogami. 
- Natasza, ja już nie wiem, co z tobą zrobić - odezwał się pierwszy ze stoickim spokojem w głosie. - Może trzeba cię przełożyć przez kolano i porządnie sprać po tyłku? 
- Oh, przyznaj się po prostu, że chciałbyś podotykać mojego tyłka i dać mi klapsy, zamiast dorabiać do tego jakiejś zbędnej historii - odparłam, co on skwitował śmiechem. - No co?
- Nic, brakowało mi ciebie takiej - wyznał z uśmiechem i pogłaskał mnie czule po policzku. - Trochę wcześniej przegiąłem. Przepraszam.
- Emm, nic nie szkodzi, naprawdę - wybąkałam. - Czemu robisz to wszystko?
- Niby co? 
- No... Dlaczego po tym co zaszło w Wiśle nie dałeś sobie ze mną spokoju? Dlaczego postanowiłeś się do mnie zbliżyć? Dlaczego jeszcze ze mną wytrzymujesz?
- Hola, hola, przystopuj z tymi pytaniami! - zakrzyknął i znowu się zaśmiał. - Ciężko z tobą wytrzymać, ale to jest tego warte i możesz mi wierzyć lub nie, ale już wtedy w Wiśle wiedziałem, że coś w sobie masz. 
- Masz rację, nie wierzę ci - powiedziałam, uśmiechając się do niego. - Jestem totalnie przeciętna, ciągle się mazgaję i nie potrafię pozbierać mojego życia do kupy. 
- Nieprawda. Wiele przeszłaś, ale jesteś silna i wiem, że się podniesiesz. Co cię nie zabije, to cię wzmocni, moja droga.
Z bijącym jak oszalałe sercem przybliżyłam się do Norwega i musnęłam jego wargi. Skoczek w pierwszej chwili był zaskoczkony, lecz nie odtrącił mnie. Przyciągnął mnie do siebie, tym samym przedłużając pocałunek. 
- Takie przeprosiny to ja rozumiem...
- Oh, przymknij się i nie psuj tej chwili!

***

Jak zwykle wyszło nie tak, jak chciałam.
Witam, cześć, dobry wieczór.
Wrzucam z okazji Mikołajek i 2 miejsca Fannisa w Lillehammer. Pękam z dumy z tego norweskiego krasnala (chociaż mogło być 1 miejsce, ale cii).
Podziwiam wytrwałych, którzy tu jeszcze są. Love ya.