niedziela, 8 marca 2015

Epilog


Parę dni po tym, co wydarzyło się w Oslo, ogłosiłam swoją decyzję. Chłopaki kręcili nosami i byli niezadowoleni, ale wyjaśniłam im, że nic tu po mnie i musiałam spróbować czegoś nowego. Oczywiście podkreśliłam, że będę ich cały czas wspierać i jeśli będą mnie potrzebować, to wiedzą gdzie mnie szukać. 
Podczas ostatnich konkursów starałam się unikać Andersa jak ognia, reszty Norwegów zresztą też. Pierwsze tygodnie po zakończeniu sezonu nie były łatwe, dlatego postanowiłam pojechać do Wrocławia, by odpocząć i móc spędzić trochę czasu z tatą. Odnowiłam też kontakt z niektórymi osobami z liceum, co było nieco dziwne i niezręczne. Zawsze łączyły nas jedynie wspólne imprezy czy pójścia na wagary, nie miałam tutaj przyjaciół. Mimo to miło było się spotkać z tymi ludźmi. Studiowali, mieli plany na przyszłość, byli w stałych związkach. Musiałam im się wydawać życiową niedorajdą, skoro nawet pracy już nie miałam. Wtedy pojawiła się Aśka, z którą zawsze miałam najlepszy kontakt i podobnie jak ja - nie wiedziała, co zrobić dalej ze swoim życiem. Mieszkała z siostrą i jej narzeczonym, co nie odpowiadało żadnemu z tej trójki. Pracowała jako barmanka w jednym z klubów, do którego często chodziliśmy, a teraz bywała w nim codziennie. Zaproponowała nawet, że spróbuje mi załatwić fuchę, ale odmówiłam. Później widziałyśmy się jeszcze kilka razy, ale jak się okazało - nie bardzo miałyśmy o czym rozmawiać. 
I tak mijały dnie, tygodnie, miesiące, podczas których wplątałam się w związek z chłopakiem, który wyraźnie czuł do mnie coś więcej, a ja nie potrafiłam tego odwzajemnić. Nie chciałam go okłamywać i żyć nadzieją, że może kiedyś to się zmieni. Wciąż myślałam o Fannemelu, którego za cholerę nie mogłam wyrzucić ze swojej głowy ani z serca. Dla mnie sprawa wciąż była otwarta, dopóki nie dostałam żadnych wyjaśnień. Jemu się chyba jednak nie śpieszyło, bo świetnie bawił się na wakacjach w Miami z Hilde i Stjernenem.
Wkrótce zaczęłam współpracować z Ewką i Eve-nementami. Stoch stwierdziła, że powinnam zająć się na poważnie tym, co kocham i mi wychodzi, czyli robieniem zdjęć. Zaproponowała mi bym jej pomogła przy kilku projektach, póki sama nie zdecyduję się otworzyć się na ten pomysł. Ja po prostu nie chciałam kojarzyć się ludziom z tym słynnym facebookowym "XY Photography", choć oczywiście nie można było wszystkich wrzucić do tego worka, to jednak wolałam nie ryzykować i nie zostać nazwaną kolejną pseudo artystką i fotografką, która myśli, że jak jest posiadaczką lustrzanki to jej zdjęcia z miejsca są wspaniałe i warte uwagi.
Z wyjazdu na Letnie Grand Prix  zrezygnowałam i zamiast tego pojechałam na 3 tygodnie nad morze do ciotki. Jak na ironię: chciałam wyjaśnić sobie raz na zawsze wszystko z Andersem, a wolałam uciec niż spakować manatki i spędzić te kilka dni w Wiśle. 
Coraz częściej wracałam myślami do czasu, kiedy zbierałam na mój europejski tour. Brałam każdą pracę, by móc zarobić - niańki, kelnerki, nawet ulotki roznosiłam. Nie zarabiałam kokosów, lecz to nie miało znaczenia. Byłam zadowolona z tego, że będę mogła wyjechać i odciąć się od problemów, które mnie wtedy przytłoczyły. 
Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co by było gdybym nie pojechała wtedy do Wisły, nie próbowała tłumaczyć się Dawidowi, nie upiła się i nie wylądowała z Andersem w łóżku. Lub jak potoczyłoby się moje życie gdybym po maturze grzecznie poszła na studia. Równie dobrze mogłam zaraz na początku sezonu olać Fannemela i oznajmić mu, że to wszystko było jednorazową przygodą. Ale nie, bo przecież ja miałam tendencję do pakowania się w kłopoty lub znajomości, które kończą się porażką. To wszystko było już tylko gdybaniem.
Sezon zimowy nie zaczął się dla naszych skoczków dobrze. Kamil doznał kontuzji, reszta Polaków była bez formy i jedynie Piotrek nieźle się prezentował. Nawet Maćkowi nie szło, co go frustrowało i odsyłanie go do Pucharu Kontynentalnego było ciosem w jego wielkie ambicje. Za to Fannemel szalał jak nigdy, wygrał swój pierwszy konkurs w karierze i przez krótki okres był nawet liderem Pucharu Świata. Z uśmiechem patrzyłam na jego dobre skoki, które dawały mu miejsca w czołówce. 
Nareszcie nadszedł ten moment sezonu, na który czekali polscy kibice skoków narciarskich, a mianowicie konkursy w Wiśle i Zakopanem. Tłumy fanów przyodziane w barwy jak zwykle dawały z siebie wszystko, by móc dopingować naszych. Ten polski weekend został zwieńczony pięknymi skokami powracającego do formy po operacji Kamila, który sprawił wszystkim wiele radości, wygrywając pierwszy konkurs w tym sezonie i to jeszcze u siebie. 
Stojąc pod skocznią z naszymi skoczkami i ich partnerkami, dostałam SMS-a od Fannemela. Gapiłam się w ekran i czytałam tę krótką wiadomość kilka razy, żeby upewnić się, że nie mam przywidzeń. Zaskoczona nie usłyszałam jak Kot mnie woła i pyta, czy wszystko w porządku. Pokiwałam głową i schowałam komórkę do kieszeni, po czym ruszyliśmy do wyjścia ze skoczni. 

*

Siedziałam przy stoliku z butelką piwa, tupiąc nogą w rytm muzyki. Co chwilę spoglądałam na wyświetlacz telefonu i powoli zaczęłam się już niecierpliwić i zastanawiać, czy ten SMS to nie była pomyłka lub głupi dowcip. Moje wątpliwości zostały rozwiane, gdy zobaczyłam wchodzących Norwegów, którzy zajęli stolik w drugim kącie pomieszczenia. Oczywiście Tom zaczął sobie trzaskać selfie z Japończykami, a Rune pobiegł ochoczo na parkiet, żeby móc znowu zostać jego królem. Choć Tande nieobyty jeszcze w norweskiej tradycji, to od razu przygruchał sobie jakąś pannę, która nie miała nic przeciwko jego zalotom. No cóż, za parę lat wygryzie Hilde i wszystkie niunie od razu będą biegły do niego.
- Cześć - usłyszałam za sobą. Odwróciłam głowę i zobaczyłam uśmiechającego się niepewnie Andersa, który kilka sekund potem siedział już naprzeciw mnie. - Cieszę się, że przyszłaś. 
- Napisałeś, że chcesz pogadać, więc jestem - odparłam, po czym opróżniłam swoją butelkę do końca. 
- Bałem się, że nie będziesz chciała mnie widzieć.
Przygryzłam wargę, by nie wyrzucić z siebie czegoś w stylu: "Chciałam cię zobaczyć już dawno" lub "Miałam ochotę się spakować i lecieć do Norwegii", ewentualnie "Idioto, przecież pragnęłam spędzać z tobą każdy dzień".
- Kiedyś związałem się z pewną dziewczyną - powiedział ni stąd, ni zowąd. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem, oczekując dalszej części tej historii. - Pierwszy raz się zakochałem. Boże, to było takie dziwne. Nagle zamiast latać na imprezy z chłopakami, wolałem pójść z nią do kina. Oczywiście byłem skazany na głupkowate komentarze, ale nie obchodziło mnie to. - Przerwał i popatrzył mi prosto w oczy. - Wszystko się posypało, kiedy postanowiła wyjechać na studia do Londynu, o czym zawsze marzyła. Obiecaliśmy sobie, że będziemy utrzymywać kontakt, ale nie mogłem tak żyć. Dzwoniła do mnie, zaczęła nawet pisać listy, lecz ja więcej się do niej nie odezwałem.
- Nigdy o niej nie wspominałeś - rzekłam i zwiesiłam głowę. - Dlaczego?
- Sam nie wiem, nie czułem takiej potrzeby - odpowiedział i westchnął ciężko. - Kiedy podszedłem do ciebie w Sofie, nie sądziłem, że to wszystko się tak potoczy. Byłaś lekko wstawiona i opowiadałaś mi o Kubackim, zaczęłaś się zwierzać i wasza historia trochę przypominała mi moją i Astrid... 
- Spotkaliście się jeszcze kiedyś?
- Nie. 
Przypomniałam sobie, jak chodziłam po mieszkaniu Andersa i znalazłam pudełko, w którym były listy. Teraz już wiedziałam, że wszystkie były od niej. Nadal je trzymał, mimo że na żaden nigdy nie odpowiedział, ani nie miał zamiaru już tego robić.
- Płakałaś - szepnął Fannemel. - Płakałaś, kiedy obudziłem się następnego dnia. Leżałaś zwrócona do mnie tyłem, a ja nie wiedziałem, co robić. Przestraszyłem się, że zrobiłem ci krzywdę. Później wstałaś i poszłaś do łazienki, a kiedy z niej wyszłaś, to rzuciłaś coś w stylu "Dzięki za wczoraj, muszę lecieć, cześć". 
- Miałam wtedy mieszane uczucia - wyznałam. - Z jednej strony nie żałowałam tego, co się między nami wydarzyło, bo po raz pierwszy od dawna było mi z kimś dobrze, tak po prostu. Z drugiej zaczęłam myśleć o Dawidzie i nie mogłam zapomnieć jak powiedział, że nie obchodzą go moje tłumaczenia i nie chce mnie więcej widzieć...
Wzruszyłam ramionami i rzuciłam okiem w stronę Velty, który patrzył na naszą dwójkę. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił mi tym samym, po czym dyskretnie podniósł kciuk w górę. Przeniosłam wzrok z powrotem na Andersa, który cały czas mi się przyglądał. Nie spodziewałam się, że pamiętał tyle z tamtej nocy. W mojej głowie roiło się od strzępków wspomnień - jaka byłam zła, że pogoda nie do końca dopisała, Słoweńcy w drużynówce byli przed Polakami, Kubacki mi wygarnął, po indywidualnym poszłam do Sofy i wylądowałam w łóżku z Norwegiem. Od tego czasu minęło ponad 2 lata, w ciągu których wydarzyło się jeszcze więcej, co doprowadziło nas tutaj.
- W Soczi zachowałem się jak kretyn - wypalił. - Myślałem, że traktujesz mnie jako pocieszenie, bo Kubacki cię nie chce. Nie przyleciałabyś do mnie, gdyby on cię nie odrzucił. Pojawiła się Katrina i wykorzystałem ją, by trochę się zabawić i o tobie nie myśleć, bo... eh... Zakochałem się w tobie, Natasza. Ale myślałem...
- Widocznie za dużo myślałeś - wytknęłam mu. - Byłam głupia, bo za wszelką cenę chciałam odzyskać swoje dawne życie. Kiedy mieszkałam z rodzicami w Zakopanem, byłam z Dawidem i nie sądziłam, że moje życie może być tak popieprzone. A potem zrozumiałam, że nie mogę patrzeć w tył, bo w końcu się potknę i tak też się stało. Potknęłam się wiele razy, ale twoja obecność pomagała mi się podnosić. Do tego rozmowa z Dawidem uświadomiła mi, że ja i on to przeszłość, jego związek z Martą to przyszłość i chciałam, by ze mną i z tobą było tak samo.
- Uwierz mi, gdybym mógł cofnąć czas,  to nigdy nie dałbym ci odejść.
Poczułam ogromną gulę w gardle. Nie mogłam tutaj dłużej siedzieć. Przeprosiłam Andersa i pośpiesznie skierowałam się do szatni. Zabrałam swoją kurtkę, po czym wyszłam z klubu i ruszyłam przed siebie. Zbliżała się druga w nocy, a tętniące życiem Krupówki były puste. Nagle ktoś złapał mnie za rękę i zatrzymał przed wykonaniem kolejnego kroku. 
- Może czasu nie mogę już zawrócić, ale tym razem cię nie puszczę.
- Anders, proszę...
- Nie. - Staliśmy twarzą w twarz i lustrowaliśmy siebie wzrokiem. Serce biło mi jak oszalałe i z trudem powstrzymywałam napływające do oczu łzy. - Oboje popełniliśmy wiele błędów i nie możemy tego wymazać, ale razem możemy sprawić, że od tej pory będzie inaczej. 
- To wszystko brzmi zbyt pięknie i łatwo, nie sądzisz? - zapytałam z lekką drwiną w głosie.
- Nie zawsze będzie dobrze - odparł i objął mnie w pasie. - Kocham cię, Natasza. Naprawdę. I żałuję, że nie powiedziałem ci tego już w Oslo. Jeśli będzie trzeba, to powtórzę to milion razy. Kocham cię. 
Nasze wargi złączyły się w pocałunku, w który włożyłam wszystkie targające mną emocje, które rozsadzały mnie zbyt długo. Smutek, żal, ból, tęsknotę, ale przede wszystkim - miłość. Ona nie była idealna, bez skazy, czysta. Za to była szczera i silna. Nie wiedziałam, co nas czeka, ale chciałam zaryzykować. 
- Chodźmy - mruknął, odrywając się ode mnie i splatając nasze palce razem. 
Boże, żebym się tylko nie obudziła. Cholera, to mi się nie śni. O kurde. Kozłowska, ogarnij się, chociaż ten jeden raz. 
- Dokąd? 
- Możemy iść nawet na koniec świata - powiedział, co skwitowałam uśmiechem. - Pójdę gdziekolwiek ty pójdziesz.

***

Pozwolę sobie zacytować mojego ziomka, Juliusza Słowackiego: "Smutno mi, Boże".
Kurczę, naprawdę się wahałam, ale w końcu zdecydowałam się na happy end. W końcu im się chyba należał, prawda? No właśnie. :)
Kurde, chciałabym tutaj tyle napisać i nie wiem, od czego zacząć. Mam nadzieję, że choć kilka osób teraz czyta ten mój nieskładny wywód. Dzisiaj mija rok, odkąd Andersik zaliczył upadek w kwalifikacjach w Oslo, a co za tym idzie - rok temu zaczęłam pisać to opowiadanie i dzisiaj je kończę. Nie zawsze było mi łatwo, miało być krótsze, miało być więcej Dejviego i miałam je skończyć pół roku temu. Ale przestoje związane z brakiem chęci, czasu bądź weny doprowadziły do tego, że wszystko kończy się dzisiaj, 8 marca 2015, kiedy Andersik stanął na 3 stopniu podium w Lahti (i sobie zrobił bubu w kolano), a Dejvi na 3 stopniu podium w Seefeld. 
Chcę podziękować wszystkim tym, którzy tu byli, czytali, komentowali, zagłosowali w ankiecie czy odezwali się na twitterze. Dawaliście mi motywację w ciężkich chwilach, które miałam, a było ich sporo, ale zależało mi, żeby tę historię skończyć i właśnie to zrobiłam. Kurczę, naprawdę mi dziwnie, bo męczyłam ją długo, zwykle kończyłam pisanie jakiegoś ff po kilku miesiącach, a tu ROK. Ale chyba nie było tak najgorzej, prawda?
Chciałabym, żeby każdy skrobnął jakieś słówko pod tym epilogiem, nawet jeśli miałyby to być słowa krytyki - na pewno przydadzą mi się na przyszłość. Jeśli ktoś nie chce to zrozumiem, ale fajnie byłoby dowiedzieć się od tych, co nigdy nie wyrazili swojej opinii co tak naprawdę myślą o tym, co tutaj bazgroliłam i publikowałam. 

Teraz będziecie mogli znaleźć mnie tu:
leave-your-lover.blogspot.com
powodz-dekady.blogspot.com
awantura-o-amande.blogspot.com

Dziękuję raz jeszcze. ♥

środa, 4 marca 2015

Rozdział 18

To był właśnie ten dzień, 4 marca, czyli moje dwudzieste pierwsze urodziny.  Nie sądziłam, że kiedykolwiek przyjdzie mi je obchodzić w Kuopio, gdzie wtedy przebywaliśmy. Chłopaki wpadli z samego rana, żeby mnie obudzić, odśpiewać "Sto lat" i zmiażdżyć mi żebra. Musiałam przyznać, że miło było usłyszeć tyle ciepłych i szczerych słów z ich ust, nawet nie zdawałam sobie sprawy, ile takie drobne gesty potrafiły mi sprawić radości. Przez to wszystko, co się wydarzyło, zatraciłam zdolność cieszenia się z małych rzeczy, które przywracały mi uśmiech na twarz nawet w najgorszym momencie. 
Na większe świętowanie póki co nie mieliśmy czasu, ale widziałam po minach skoczków i ich uśmieszkach, że coś knują. Nie chciałam sobie tym dłużej zaprzątać głowy, bo przed nami ostatni konkurs w Finlandii, później Norwegia, Mistrzostwa Świata w lotach, Planica i... koniec. To oznaczało również to, że musiałam w końcu oznajmić całemu sztabowi swoją decyzję. Wcześniej świetnie dawali sobie radę beze mnie i byłam przekonana, że nadal tak będzie. Nie ukrywałam jednak, że będzie mi brakować tej pracy, godzin spędzonych na treningach, wyjazdach i skoczniach, emocji związanych z każdymi zawodami. Na myśl o tym, że będę musiała ruszyć dalej i to zostawić, chciało mi się płakać, ale nie, musiałam być twarda, nawet jeśli w środku coś się we mnie łamało i kruszyło. 
Za każdym razem, kiedy telefon dawał mi znać o kolejnej otrzymanej wiadomości miałam nadzieję, że któraś w końcu będzie od Fannemela. Byłam głupia, że po ostatniej rozmowie liczyłam na cokolwiek z jego strony, ale... Naprawdę nie oczekiwałam wiele. Mógł być nawet oklepany wierszyk czy najzwyklejsze w świecie norweskie "Gratulerer med dagen", a ja bym się cieszyła. Jednakże nic takiego nie miało miejsca i musiałam pogodzić się z tym, że moje urodziny były obecnie ostatnią rzeczą, jaka go w tej chwili obchodziła.

*

O ile z początku pełniłam funkcję asystentki Kruczka, o tyle od kilku konkursów bardziej pełniłam rolę pomocnicy Skrobota, który z przejęciem przygotowywał narty na każde zawody. Wybitnym serwisantem to ja nie byłam, ale przynajmniej wzbogaciłam się o nowe umiejętności i Kacper mógł się do mnie poprzymilać oraz pogapić na cycki. W pewnym momencie jednak poczułam się trochę nieswojo, więc zostawiłam go z robotą, a sama poszłam do Jaśka, który jedynie przyglądał się rozgrzewającym się kolegom, bo nie udało mu się zakwalifikować do konkursu. 
- Co, Nataszka, Kacperek się do ciebie dobierał? - zażartował sobie Ziobro i poruszył znacząco brwiami. 
Spojrzałam na Janka z rozbawieniem, lecz wolałam pozostawić to bez komentarza. Po chwili Narodowy Specjalista Od Luzu Wiadomo Gdzie dał mi kuksańca w bok i ruchem głowy wskazał mi, żebym się odwróciła. Rune zmierzał w naszym kierunku, uśmiechając się do nas i chociaż jego pamięć o dzisiejszym dniu mnie cieszyła, to poczułam w środku ukłucie, bo przyszedł sam. 
- Hej, ja wpadłem tylko na momencik, bo potem nie wiem, czy mi się uda - oznajmił na wstępie, po czym dołączył do grona osób, które postanowiły połamać mi kości. - Wszystkiego najlepszego, żeby twoje wszystkie marzenia się spełniły, twoje taneczne kroki były prawie tak piękne jak moje, a włosy były zdrowe jak u Kubackiego.
- Ja wszystko słyszę! - krzyknął przechodzący obok nas Dawid, co skwitowaliśmy śmiechem.
- Dzięki, Rune - powiedziałam i przytuliłam Norwega. - To wiele dla mnie znaczy.
- Gadałaś z niziołkiem? - zapytał i zmierzył mnie wzrokiem. - Na mnie strzelił focha i postanowił zamieszkać z Bardalem, a ja mam na głowie Stjernena. Taki z niego kumpel.
- Próbowałam, ale trochę nie wyszło - wyjaśniłam i wzruszyłam ramionami.
Rozmowę przerwało nam pojawienie się wspomnianego wcześniej Andreasa, więc pożegnałam się z Veltą i odmaszerowałam z powrotem w stronę polskiego teamu. Każdy powoli zbierał swoje manatki, wkładał kombinezon i sprawdzał, czy wszystko gra. Kilka minut później stałam w towarzystwie Ziobry i obserwowaliśmy przebieg konkursu. 

*

Finlandia bez wątpienia odpowiadała Kamilowi, który po raz kolejny stanął na podium i to na najwyższym stopniu. Wróciliśmy do hotelu w dobrych humorach, choć nie mogłam wymazać z głowy widoku rozczarowanego swoim skokiem Fannisa, któremu nie udało się zakwalifikować do drugiej serii. Wiedziałam, że stać go na więcej i chciałabym podejść do niego, powiedzieć mu, że w niego wierzyłam i wspierałam, choćby nie wiem co. To jednak nie było możliwe.
Gorący strumień wody obmywał moje zmęczone po całym dniu ciało. Chciałam jak najszybciej się położyć i pójść spać, bo jutro czekał nas przelot do Norwegii. Najpierw konkurs w Trondheim, a dwa dni później Oslo. Nie mówiłam o tym głośno, ale cieszyłam się jak dziecko, że w końcu będzie mi dane zobaczyć na żywo Holmenkollbakken, którą dotąd było mi dane oglądać jedynie na zdjęciach i w telewizji. 
Założyłam szlafrok i omal nie padłam na zawał, kiedy zobaczyłam leżącą na łóżku nowiutką lustrzankę. Boże. Ja chyba śniłam. 

Pomyśleliśmy, że przyda ci się to cacko, skoro musiałaś się użerać ze swoim starym gniotem, bo Dejvi zniszczył ci aparat parę miesięcy temu. Kochamy cię, Natka. 

Matko, oni chyba powariowali. Patrzyłam wzruszona na zostawiony liścik oraz pudełko, w którym było moje dziecko. Znaczy mój urodzinowy prezent, którym miałam nadzieję, że będę mogła uwiecznić wiele wspaniałych chwil, począwszy od jutra.

*

Uśmiechnięta od ucha do ucha stałam pod skocznią i fotografowałam wszystko, co się da. Niebo, skocznię, zawodników, nadąsanego Maćka, machającego Kamila, poprawiającego włosy Dawida, Jaśka dorabiającego Klimkowi rogi, Piotrka szczerzącego się w swoim stylu. Skoczkowie udali się by oddać swoje skoki w kwalifikacjach, a ja zaczęłam przeglądać zrobione zdjęcia. Niektóre były całkiem udane, inne trochę mniej, ale wolałam przejrzeć je w domu na laptopie, gdy przyjdzie na to odpowiednia pora. 
Na trybunach panowały pustki, lecz jutro będzie tutaj tłum ludzi, w większości wymachujących flagami Norwegii, ale zapewnie nie zabraknie także akcentów z innych państw, Polski również.
Śledziłam kwalifikacje w skupieniu, licząc na dobre skoki naszych. Niestety, tym razem to Klemensowi nie udało się wywalczyć awansu do konkursu i będzie skazany na moje towarzystwo podczas jutrzejszych zawodów.
Wszystko przebiegało dobrze do skoku Fannemela. Poczułam jak w jednej chwili cała się spięłam i zamarłam, widząc jak Andersowi nie udaje wyratować się od upadku. Kręciłam głową z niedowierzaniem, patrząc jak się podniósł i o własnych siłach opuszczał skocznię. Stałam jak wryta, nie mogąc się ruszyć i próbując się uspokoić. 
- Natasza? - usłyszałam Kubackiego. Blondyn patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem i położył mi dłonie na ramionach. - Natasza, powiedz coś.
Co miałam, kurwa, powiedzieć? Jedyne o czym w tamtej chwili myślałam to Fannis, do którego chciałam pobiec, lecz byłam zbyt oszołomiona tym, co się wydarzyło. Zbliżyłam się do Dejviego i przytuliłam się, nie mogąc pozbyć się tego widoku.
- Nic mu nie jest, słyszysz? Sama widziałaś...
- Przestań, proszę cię, przestań.
Odsunęłam się od niego, po czym ruszyłam przed siebie. Musiałam go znaleźć, nie mogłam tego zignorować, nie potrafiłam się nim nie przejmować. Czułam, że serce mi wali jak oszalałe, a kiedy w końcu zobaczyłam Andersa, to spanikowałam. Widziałam, że był na siebie wściekły i nie umiał pogodzić się z tym, co się stało. Roztrzęsiona podeszłam do niego, choć może właśnie robiłam najgłupszą rzecz w moim życiu, to zdecydowanie za długo z tym zwlekałam.
- Anders... - wydusiłam z siebie. Blondyn spojrzał na mnie i już chciał odejść, ale złapałam go za rękę. - Nie, zostaniesz i mnie wysłuchasz.
- Natasza, nie teraz, błagam - odparł zmęczonym głosem. 
- Nie, właśnie, że teraz - upierałam się przy swoim. - Miałeś rację. Zachowywałam się jak idiotka, ale ty niczego mi nie ułatwiałeś. Wszystko się pokomplikowało w moim życiu, zaczęłam toczyć walkę z samą sobą i swoimi uczuciami,  lecz dłużej tak nie mogę.
Niewiele myśląc i nie czekając na jego reakcję, przyciągnęłam go do siebie i musnęłam czule jego wargi. Zaskoczony Norweg odwzajemnił pocałunek, po czym objął mnie w pasie. Tak cholernie bałam się, że to znowu tylko sen, zaraz się obudzę i wszystko okaże się nieprawdą. Ale tak nie było. 
- Kocham cię, Anders i nie chcę dłużej tego ukrywać - wyszeptałam. Patrzyłam mu prosto w oczy, wierząc, że to jest moment, w którym wszystkie sprzeczki przestały mieć znaczenie i będziemy mogli wszystko naprawić. 
- Natasza, ja... - Norweg odwrócił wzrok i zrobił kilka kroków w tył, wyplątując się z uścisku. - Przepraszam cię, nie mogę. My nie możemy.
Zacisnęłam wargi w cienką linię i patrzyłam jak odchodzi do swoich kolegów oraz sztabu. Chciało mi się krzyczeć. Straciłam go, kolejna ważna osoba mnie zostawiła. 

*

I tak oto znalazłam się tutaj. Żałowałam tego, że nie zdobyłam się wcześniej na odwagę i nie porozmawiałam z Fannemelem. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Żałowałam również tego, że zbyt długo chowałam urazę do mojej matki i nigdy już nie będę mogła wyznać jej, ile jej zawdzięczam. Żałowałam tej pogoni za swoim dawnym życiem i miłością, zamiast zapomnieć i ruszyć dalej, przez co broniłam się przed uczuciem względem Andersa.
Popełniłam zbyt wiele błędów, wypowiedziałam za dużo słów i spieprzyłam coś, co mogło być początkiem czegoś zupełnie nowego. Wiedziałam jedno: przyszedł czas, by ruszyć dalej i tak jak mówił tata - musiałam odnaleźć swoją własną drogę.

* * *

W sumie to chyba po raz pierwszy za bardzo nie wiem, co tutaj napisać. Chyba wszystkie słowa, jakie chcę tutaj umieścić zatrzymam i zobaczycie je tutaj dopiero pod następnym rozdziałem. ;)