niedziela, 8 marca 2015

Epilog


Parę dni po tym, co wydarzyło się w Oslo, ogłosiłam swoją decyzję. Chłopaki kręcili nosami i byli niezadowoleni, ale wyjaśniłam im, że nic tu po mnie i musiałam spróbować czegoś nowego. Oczywiście podkreśliłam, że będę ich cały czas wspierać i jeśli będą mnie potrzebować, to wiedzą gdzie mnie szukać. 
Podczas ostatnich konkursów starałam się unikać Andersa jak ognia, reszty Norwegów zresztą też. Pierwsze tygodnie po zakończeniu sezonu nie były łatwe, dlatego postanowiłam pojechać do Wrocławia, by odpocząć i móc spędzić trochę czasu z tatą. Odnowiłam też kontakt z niektórymi osobami z liceum, co było nieco dziwne i niezręczne. Zawsze łączyły nas jedynie wspólne imprezy czy pójścia na wagary, nie miałam tutaj przyjaciół. Mimo to miło było się spotkać z tymi ludźmi. Studiowali, mieli plany na przyszłość, byli w stałych związkach. Musiałam im się wydawać życiową niedorajdą, skoro nawet pracy już nie miałam. Wtedy pojawiła się Aśka, z którą zawsze miałam najlepszy kontakt i podobnie jak ja - nie wiedziała, co zrobić dalej ze swoim życiem. Mieszkała z siostrą i jej narzeczonym, co nie odpowiadało żadnemu z tej trójki. Pracowała jako barmanka w jednym z klubów, do którego często chodziliśmy, a teraz bywała w nim codziennie. Zaproponowała nawet, że spróbuje mi załatwić fuchę, ale odmówiłam. Później widziałyśmy się jeszcze kilka razy, ale jak się okazało - nie bardzo miałyśmy o czym rozmawiać. 
I tak mijały dnie, tygodnie, miesiące, podczas których wplątałam się w związek z chłopakiem, który wyraźnie czuł do mnie coś więcej, a ja nie potrafiłam tego odwzajemnić. Nie chciałam go okłamywać i żyć nadzieją, że może kiedyś to się zmieni. Wciąż myślałam o Fannemelu, którego za cholerę nie mogłam wyrzucić ze swojej głowy ani z serca. Dla mnie sprawa wciąż była otwarta, dopóki nie dostałam żadnych wyjaśnień. Jemu się chyba jednak nie śpieszyło, bo świetnie bawił się na wakacjach w Miami z Hilde i Stjernenem.
Wkrótce zaczęłam współpracować z Ewką i Eve-nementami. Stoch stwierdziła, że powinnam zająć się na poważnie tym, co kocham i mi wychodzi, czyli robieniem zdjęć. Zaproponowała mi bym jej pomogła przy kilku projektach, póki sama nie zdecyduję się otworzyć się na ten pomysł. Ja po prostu nie chciałam kojarzyć się ludziom z tym słynnym facebookowym "XY Photography", choć oczywiście nie można było wszystkich wrzucić do tego worka, to jednak wolałam nie ryzykować i nie zostać nazwaną kolejną pseudo artystką i fotografką, która myśli, że jak jest posiadaczką lustrzanki to jej zdjęcia z miejsca są wspaniałe i warte uwagi.
Z wyjazdu na Letnie Grand Prix  zrezygnowałam i zamiast tego pojechałam na 3 tygodnie nad morze do ciotki. Jak na ironię: chciałam wyjaśnić sobie raz na zawsze wszystko z Andersem, a wolałam uciec niż spakować manatki i spędzić te kilka dni w Wiśle. 
Coraz częściej wracałam myślami do czasu, kiedy zbierałam na mój europejski tour. Brałam każdą pracę, by móc zarobić - niańki, kelnerki, nawet ulotki roznosiłam. Nie zarabiałam kokosów, lecz to nie miało znaczenia. Byłam zadowolona z tego, że będę mogła wyjechać i odciąć się od problemów, które mnie wtedy przytłoczyły. 
Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co by było gdybym nie pojechała wtedy do Wisły, nie próbowała tłumaczyć się Dawidowi, nie upiła się i nie wylądowała z Andersem w łóżku. Lub jak potoczyłoby się moje życie gdybym po maturze grzecznie poszła na studia. Równie dobrze mogłam zaraz na początku sezonu olać Fannemela i oznajmić mu, że to wszystko było jednorazową przygodą. Ale nie, bo przecież ja miałam tendencję do pakowania się w kłopoty lub znajomości, które kończą się porażką. To wszystko było już tylko gdybaniem.
Sezon zimowy nie zaczął się dla naszych skoczków dobrze. Kamil doznał kontuzji, reszta Polaków była bez formy i jedynie Piotrek nieźle się prezentował. Nawet Maćkowi nie szło, co go frustrowało i odsyłanie go do Pucharu Kontynentalnego było ciosem w jego wielkie ambicje. Za to Fannemel szalał jak nigdy, wygrał swój pierwszy konkurs w karierze i przez krótki okres był nawet liderem Pucharu Świata. Z uśmiechem patrzyłam na jego dobre skoki, które dawały mu miejsca w czołówce. 
Nareszcie nadszedł ten moment sezonu, na który czekali polscy kibice skoków narciarskich, a mianowicie konkursy w Wiśle i Zakopanem. Tłumy fanów przyodziane w barwy jak zwykle dawały z siebie wszystko, by móc dopingować naszych. Ten polski weekend został zwieńczony pięknymi skokami powracającego do formy po operacji Kamila, który sprawił wszystkim wiele radości, wygrywając pierwszy konkurs w tym sezonie i to jeszcze u siebie. 
Stojąc pod skocznią z naszymi skoczkami i ich partnerkami, dostałam SMS-a od Fannemela. Gapiłam się w ekran i czytałam tę krótką wiadomość kilka razy, żeby upewnić się, że nie mam przywidzeń. Zaskoczona nie usłyszałam jak Kot mnie woła i pyta, czy wszystko w porządku. Pokiwałam głową i schowałam komórkę do kieszeni, po czym ruszyliśmy do wyjścia ze skoczni. 

*

Siedziałam przy stoliku z butelką piwa, tupiąc nogą w rytm muzyki. Co chwilę spoglądałam na wyświetlacz telefonu i powoli zaczęłam się już niecierpliwić i zastanawiać, czy ten SMS to nie była pomyłka lub głupi dowcip. Moje wątpliwości zostały rozwiane, gdy zobaczyłam wchodzących Norwegów, którzy zajęli stolik w drugim kącie pomieszczenia. Oczywiście Tom zaczął sobie trzaskać selfie z Japończykami, a Rune pobiegł ochoczo na parkiet, żeby móc znowu zostać jego królem. Choć Tande nieobyty jeszcze w norweskiej tradycji, to od razu przygruchał sobie jakąś pannę, która nie miała nic przeciwko jego zalotom. No cóż, za parę lat wygryzie Hilde i wszystkie niunie od razu będą biegły do niego.
- Cześć - usłyszałam za sobą. Odwróciłam głowę i zobaczyłam uśmiechającego się niepewnie Andersa, który kilka sekund potem siedział już naprzeciw mnie. - Cieszę się, że przyszłaś. 
- Napisałeś, że chcesz pogadać, więc jestem - odparłam, po czym opróżniłam swoją butelkę do końca. 
- Bałem się, że nie będziesz chciała mnie widzieć.
Przygryzłam wargę, by nie wyrzucić z siebie czegoś w stylu: "Chciałam cię zobaczyć już dawno" lub "Miałam ochotę się spakować i lecieć do Norwegii", ewentualnie "Idioto, przecież pragnęłam spędzać z tobą każdy dzień".
- Kiedyś związałem się z pewną dziewczyną - powiedział ni stąd, ni zowąd. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem, oczekując dalszej części tej historii. - Pierwszy raz się zakochałem. Boże, to było takie dziwne. Nagle zamiast latać na imprezy z chłopakami, wolałem pójść z nią do kina. Oczywiście byłem skazany na głupkowate komentarze, ale nie obchodziło mnie to. - Przerwał i popatrzył mi prosto w oczy. - Wszystko się posypało, kiedy postanowiła wyjechać na studia do Londynu, o czym zawsze marzyła. Obiecaliśmy sobie, że będziemy utrzymywać kontakt, ale nie mogłem tak żyć. Dzwoniła do mnie, zaczęła nawet pisać listy, lecz ja więcej się do niej nie odezwałem.
- Nigdy o niej nie wspominałeś - rzekłam i zwiesiłam głowę. - Dlaczego?
- Sam nie wiem, nie czułem takiej potrzeby - odpowiedział i westchnął ciężko. - Kiedy podszedłem do ciebie w Sofie, nie sądziłem, że to wszystko się tak potoczy. Byłaś lekko wstawiona i opowiadałaś mi o Kubackim, zaczęłaś się zwierzać i wasza historia trochę przypominała mi moją i Astrid... 
- Spotkaliście się jeszcze kiedyś?
- Nie. 
Przypomniałam sobie, jak chodziłam po mieszkaniu Andersa i znalazłam pudełko, w którym były listy. Teraz już wiedziałam, że wszystkie były od niej. Nadal je trzymał, mimo że na żaden nigdy nie odpowiedział, ani nie miał zamiaru już tego robić.
- Płakałaś - szepnął Fannemel. - Płakałaś, kiedy obudziłem się następnego dnia. Leżałaś zwrócona do mnie tyłem, a ja nie wiedziałem, co robić. Przestraszyłem się, że zrobiłem ci krzywdę. Później wstałaś i poszłaś do łazienki, a kiedy z niej wyszłaś, to rzuciłaś coś w stylu "Dzięki za wczoraj, muszę lecieć, cześć". 
- Miałam wtedy mieszane uczucia - wyznałam. - Z jednej strony nie żałowałam tego, co się między nami wydarzyło, bo po raz pierwszy od dawna było mi z kimś dobrze, tak po prostu. Z drugiej zaczęłam myśleć o Dawidzie i nie mogłam zapomnieć jak powiedział, że nie obchodzą go moje tłumaczenia i nie chce mnie więcej widzieć...
Wzruszyłam ramionami i rzuciłam okiem w stronę Velty, który patrzył na naszą dwójkę. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił mi tym samym, po czym dyskretnie podniósł kciuk w górę. Przeniosłam wzrok z powrotem na Andersa, który cały czas mi się przyglądał. Nie spodziewałam się, że pamiętał tyle z tamtej nocy. W mojej głowie roiło się od strzępków wspomnień - jaka byłam zła, że pogoda nie do końca dopisała, Słoweńcy w drużynówce byli przed Polakami, Kubacki mi wygarnął, po indywidualnym poszłam do Sofy i wylądowałam w łóżku z Norwegiem. Od tego czasu minęło ponad 2 lata, w ciągu których wydarzyło się jeszcze więcej, co doprowadziło nas tutaj.
- W Soczi zachowałem się jak kretyn - wypalił. - Myślałem, że traktujesz mnie jako pocieszenie, bo Kubacki cię nie chce. Nie przyleciałabyś do mnie, gdyby on cię nie odrzucił. Pojawiła się Katrina i wykorzystałem ją, by trochę się zabawić i o tobie nie myśleć, bo... eh... Zakochałem się w tobie, Natasza. Ale myślałem...
- Widocznie za dużo myślałeś - wytknęłam mu. - Byłam głupia, bo za wszelką cenę chciałam odzyskać swoje dawne życie. Kiedy mieszkałam z rodzicami w Zakopanem, byłam z Dawidem i nie sądziłam, że moje życie może być tak popieprzone. A potem zrozumiałam, że nie mogę patrzeć w tył, bo w końcu się potknę i tak też się stało. Potknęłam się wiele razy, ale twoja obecność pomagała mi się podnosić. Do tego rozmowa z Dawidem uświadomiła mi, że ja i on to przeszłość, jego związek z Martą to przyszłość i chciałam, by ze mną i z tobą było tak samo.
- Uwierz mi, gdybym mógł cofnąć czas,  to nigdy nie dałbym ci odejść.
Poczułam ogromną gulę w gardle. Nie mogłam tutaj dłużej siedzieć. Przeprosiłam Andersa i pośpiesznie skierowałam się do szatni. Zabrałam swoją kurtkę, po czym wyszłam z klubu i ruszyłam przed siebie. Zbliżała się druga w nocy, a tętniące życiem Krupówki były puste. Nagle ktoś złapał mnie za rękę i zatrzymał przed wykonaniem kolejnego kroku. 
- Może czasu nie mogę już zawrócić, ale tym razem cię nie puszczę.
- Anders, proszę...
- Nie. - Staliśmy twarzą w twarz i lustrowaliśmy siebie wzrokiem. Serce biło mi jak oszalałe i z trudem powstrzymywałam napływające do oczu łzy. - Oboje popełniliśmy wiele błędów i nie możemy tego wymazać, ale razem możemy sprawić, że od tej pory będzie inaczej. 
- To wszystko brzmi zbyt pięknie i łatwo, nie sądzisz? - zapytałam z lekką drwiną w głosie.
- Nie zawsze będzie dobrze - odparł i objął mnie w pasie. - Kocham cię, Natasza. Naprawdę. I żałuję, że nie powiedziałem ci tego już w Oslo. Jeśli będzie trzeba, to powtórzę to milion razy. Kocham cię. 
Nasze wargi złączyły się w pocałunku, w który włożyłam wszystkie targające mną emocje, które rozsadzały mnie zbyt długo. Smutek, żal, ból, tęsknotę, ale przede wszystkim - miłość. Ona nie była idealna, bez skazy, czysta. Za to była szczera i silna. Nie wiedziałam, co nas czeka, ale chciałam zaryzykować. 
- Chodźmy - mruknął, odrywając się ode mnie i splatając nasze palce razem. 
Boże, żebym się tylko nie obudziła. Cholera, to mi się nie śni. O kurde. Kozłowska, ogarnij się, chociaż ten jeden raz. 
- Dokąd? 
- Możemy iść nawet na koniec świata - powiedział, co skwitowałam uśmiechem. - Pójdę gdziekolwiek ty pójdziesz.

***

Pozwolę sobie zacytować mojego ziomka, Juliusza Słowackiego: "Smutno mi, Boże".
Kurczę, naprawdę się wahałam, ale w końcu zdecydowałam się na happy end. W końcu im się chyba należał, prawda? No właśnie. :)
Kurde, chciałabym tutaj tyle napisać i nie wiem, od czego zacząć. Mam nadzieję, że choć kilka osób teraz czyta ten mój nieskładny wywód. Dzisiaj mija rok, odkąd Andersik zaliczył upadek w kwalifikacjach w Oslo, a co za tym idzie - rok temu zaczęłam pisać to opowiadanie i dzisiaj je kończę. Nie zawsze było mi łatwo, miało być krótsze, miało być więcej Dejviego i miałam je skończyć pół roku temu. Ale przestoje związane z brakiem chęci, czasu bądź weny doprowadziły do tego, że wszystko kończy się dzisiaj, 8 marca 2015, kiedy Andersik stanął na 3 stopniu podium w Lahti (i sobie zrobił bubu w kolano), a Dejvi na 3 stopniu podium w Seefeld. 
Chcę podziękować wszystkim tym, którzy tu byli, czytali, komentowali, zagłosowali w ankiecie czy odezwali się na twitterze. Dawaliście mi motywację w ciężkich chwilach, które miałam, a było ich sporo, ale zależało mi, żeby tę historię skończyć i właśnie to zrobiłam. Kurczę, naprawdę mi dziwnie, bo męczyłam ją długo, zwykle kończyłam pisanie jakiegoś ff po kilku miesiącach, a tu ROK. Ale chyba nie było tak najgorzej, prawda?
Chciałabym, żeby każdy skrobnął jakieś słówko pod tym epilogiem, nawet jeśli miałyby to być słowa krytyki - na pewno przydadzą mi się na przyszłość. Jeśli ktoś nie chce to zrozumiem, ale fajnie byłoby dowiedzieć się od tych, co nigdy nie wyrazili swojej opinii co tak naprawdę myślą o tym, co tutaj bazgroliłam i publikowałam. 

Teraz będziecie mogli znaleźć mnie tu:
leave-your-lover.blogspot.com
powodz-dekady.blogspot.com
awantura-o-amande.blogspot.com

Dziękuję raz jeszcze. ♥

14 komentarzy:

  1. Jak napisałaś na twitterze, że słuchasz Edki Bartosiewicz, to ja się troszkę przestraszyłam, że tu smutno będzie. A smutno było w ostatnim rozdziale i moje biedne serduszko by tego nie zniosło. Na szczęście (twoje, moje, Andersa) wszystko skończyło się pięknie, a za słowa "Pójdę, gdziekolwiek ty pójdziesz" to twój Krasnal ma mnie całą.
    Dziękuję ci za nich, to było naprawdę COŚ. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpierw odtańczę taniec szczęścia (wcale nie lepiej niż Delta), a potem podłączę się pod "smutno mi, Boże".
    No smutno, bo to koniec, a lubiłam historię tych dwóch uczuciowych pokrak. Skomplikowane to i zawiłe, ale w zasadzie tak właśnie jest. Jakby było łatwo, to byłoby nudno i przewidywalnie. A tu, mimo wielu nadziei, nie można było obstawiać, że na bank będzie happy end, choć tak - należał się im.
    No cieszę się, że Anders coś zrozumiał i Natasza też. W sumie oboje zawinili, oboje poplątali i wina jest rozłożona po równo, ale jak oboje spieprzyli to i oboje naprawili. Chyba kluczowe było to, że Fannis w końcu nie pozwolił jej odejść, tak po prostu. Wydaje mi się, że Natasza gdzieś głęboko, nieświadomie na to właśnie czekała. Taki mały dowód tego, że naprawdę mu zależy.
    Przywiązywanie się do swoich ff jest złe, to już sobie powiedziałyśmy. Ale gdyby nie Twoje przywiązanie, nie byłoby naszego (a przynajmniej mojego). Więc jednak trzeba przeżywać wszystko z bohaterami, to klucz do dobrego pisania :D
    (((mam w głośnikach 'endless love' w wersji piano, kind of moja ulubiona piosenka i smutam teraz naprawdę mocno)))
    Nieskładny to komentarz, ale szczery. Będę tu wracać. Bo kto mi zabroni B|
    I wpadać na nowe, wiadomo. Masz we mnie stałego bywalca.
    Pozdrawiaaaaaaaaaaaaaaam ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, wzruszyłam się, aż przez chwilę oczka mi się zeszkliły i właściwie nie wiem, co napisać. Smuteczeq max, że to już koniec, ale z drugiej strony happy end. Trochę im czasu zajęło, zanim wszystko sobie wyjaśnili i wreszcie postanowili postawić wszystko na jedną kartę, ale najważniejsze, że są razem. Niech będę teraz sobie szczęśliwie żyć, bo zasłużyli.
    To było naprawdę dobre opowiadanie. Odwaliłaś naprawdę kawał dobrej roboty. <3

    PS. Twój opis tego, co działo się w MO 10/10. Śmiałam się 10 minut, a teraz na wspominki mnie wzięło. Ojej :D
    PS2. Ale wciąż mi smutno, że to koniec!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bożeeeeeeeee, spłakałam się. A ja jeszcze mam coś takiego brzydkiego z oczami, że jak mi łzy lecą to nic nie widzę i siedzę tu teraz taka ślepa, zaryczana i zrozpaczona, że to już koniec, ale jednak szczęśliwa, bo ten koniec jest dobry.
    Jeny, nie wiem, czy mi coś składnego tutaj wyjdzie, bo jestem jednak na takich emocjach, że płaczę, śmieję się i ogólnie z boku to wygląda jak ciąża, ale przecież jajecznicy dzisiaj rano nie jadłam, więc nie wiem. Po prostu chodzi o to, że to było cudowne. Andersz (no Andersz no, powinien sobie to Z tam dopisać do imienia) i Nataszka byli tacy kochani. Oboje tak samo powaleni, niepewni swoich uczuć, splątani w tej siatce, którą sami sobie upletli. Tak samo w pewnych momentach irytowali, jak i sprawiali, że ich pokochałam z całego serduszka. Ich, ich powalenie, każde skrzywienie, to jak na siebie oddziaływali. No... no nie wiem, jak to ująć w słowa. Byli fajni, bo tacy niestandardowi. Nie nudzili się, wręcz przeciwnie, z każdym rozdziałem chciało ich się coraz więcej i więcej. I chciało się, by w końcu powiedzieli sobie te dwa słowa, które wreszcie dzisiaj od nich usłyszeliśmy. Także Alleluja! Tylko czemu musieli czekać na siebie tak długo? Tyle czasu stracili, ale... Teraz mają całe życie przed sobą. I to jest w tym wszystkim najfajniejsze. I te ostatnie słowa... Ogólnie to moja teoria jest taka, że poszli do pokoju i zwieńczyli swój związek jak matka natura przykazała (mało romantyczny człowiek ze mnie), no ale jednak to było piękne. "Pójdę gdziekolwiek ty pójdziesz"... Ach, damn you Fannis. Kocham go za to. Kocham tę piosenkę, która teraz będzie mi się kojarzyć tylko z tą dwójką i kocham Ciebie, że ich spisałaś takich cudownych, takich wspaniałych, taki achhh! I nawet jakoś nie rozpaczam po Dejvim, bo jednak Flanemel to Flanemel, dla Nataszki perfecto.
    Także teraz, gdy już kończę, chcę Ci podziękować za to wspaniałe opowiadanie i każdą chwilę, którą spędziłam na jego czytaniu. Każda z nich była wspaniała. Wiem też, że będę często powracać do tej historii. Tak więc zapuszczam sobie teraz Wherever You Will Go, idę przytulić poduszkę i zacznę beczeć, bo już za nimi okropnie tęsknię.
    Gratuluję Ci Miranku tego opowiadania, jestem z Ciebie niesamowicie dumna, że je pociągnęłaś i trzymam kciuki za wszystkie kolejne projekty.
    Ściskam, Twój Walterek. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogólnie to może będę jedyna, która to napisze, ale ja nie jestem zadowolona z happy endu. Po tym, co ten krasnal odwalał, nie zasłużył sobie na miłość Nataszy. Ale jak powszechnie wiadomo, kocha się kogoś nie za co, a pomimo wszystko i ten wątek idealnie się w to wpasowuje.
    Mimo wszystko dziękuję. Za opowiadanie, mimo że nie było w nim za dużo Dejviego (wieeesz, to w końcu ja i jakżebym mogła o tym nie wspomnieć?:P). Przyjemnie się je czytało. I będę z Tobą dalej. Byłam, jestem i będę.
    Mam nadzieję, że to wiesz.
    Pozdrawiam!
    L.

    OdpowiedzUsuń
  6. I tu też się popłakałam. I podpisuję się pod słowami twojego ziomka :c
    Smutno mi, bo zżyłam się z Nataszą, Dejvim i Andersem, bo byłam pod początku - z przerwami, ale od początku.
    Śledziłam ich losy z zapartym tchem. Przeżywałam wszystko tak, jak i oni i jestem niesamowicie szczęśliwa, że znaleźli swoje wspólne miejsce na ziemi.
    I niech będą razem jak najdłużej.
    Pozdrawiam i kocham!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej... Ale jak to koniec... :(
    Wchodze, a tu epilog (poprzedniej notki nie skomentowałam, bo zasnęłam). Ej, dlaczego...? Myślałam, że się dopiero rozkręcasz...? (A, przeprszam, to ja jestem specem od tasiemców...). W każdym razie fajny happyendzik, troche mało Dejviego, ale wyabczam :).
    Idę szuakć Cię gdzie indziej, bo zacnie piszesz :)
    Weny!
    E_A

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że dałaś im szansę bycia szczęśliwymi i im samym pozostawiłaś do napisania ich dalsze losy. Od początku im kibicowałam i czekałam z niecierpliwością na każdą kolejną część tej historii. " Pójdę gdziekolwiek ty pójdziesz. " i jak tu nie kochać Fannisa :). Dziękuję za to, że wprowadziłaś mnie w świat bohaterki, jej upadki i ostateczne zwycięstwo, za każdą miło spędzoną chwilę na tym blogu, za to, że byłaś, jesteś i mam nadzieję będziesz z nami poprzez Twoje kolejne genialne opowiadania(mam cichą nadzieję, że w przyszłości przedstawisz nam coś z norkami w rolach głównych. Pozdrawiam cieplutko ~Ada :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Po raz kolejny przepraszam, że tak późno i że nie komentowałam na bieżąco :(
    Wiesz, że chyba nigdy jeszcze happy end mnie tak nie cieszył? A z moimi skłonnościami do dram to podejrzane.
    Serio. Dziewczyno, coś Ty ze mną zrobiła. Śmiałam się do siebie, miałam łzy w oczach, denerwowałam na nich...
    Dawno żadne opowiadanie nie dostarczyło mi tylu emocji. Ba, nie tylko opowiadanie - cokolwiek, co przeczytałam w ostatnim czasie.
    Krasnal czasami zachowywał się jak typowa blondynka, no ale jak go nie kochać :D Ku mojemu zdziwieniu totalnie oczarował mnie król parkietu Velta :)
    Jeszcze nie moge się pozbierać po przeczytaniu tego, więc kończę zanim całkiem zacznę bredzić.
    Przede wszystkim - dziękuję za tę historię. Jesteś wspaniała.
    I do zobaczenia kiedyś na innych blogach, na pewno wpadnę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Znalazłam Twojego bloga wczoraj, a już dziś piszę komentarz pod epilogiem. Zamiast pisać sprawozdanie z fizyki na temat dozymetrii promieniowania gamma (takie ciekawe!), wybrałam czytanie Twojego opowiadania. Nie żeby wybór był oczywisty.
    Pisałaś pięknie. Podobało mi się, jak kierowałaś bohaterami, choć momentami miałam ochotę udusić Nataszę, Fannisa, czy Dejviego.
    I tak okropnie cieszę się z happy endu! Należało im się.
    Ta historia dostarczyła mi wiele emocji. Czytając ją często miałam ciary! Wiele razy nie byłaś zadowolona z rozdziałów, a to było zupełnie niepotrzebne. Masz talent!
    Teraz zabieram się za przeszperanie reszty Twoich blogów! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Błagam błagam jeszcze jedno opowiadanie o Fannisie :D Te czytałam siedząc z podkurczonymi nogami i przygryzając paznokcie-było świetne :)

    -Agg.

    OdpowiedzUsuń
  12. K-O-C-H-A-M serio
    wróciłam do tego opowiadania po jakiś ponad 2 latach (nie był skończone jeszcze wtedy) i nie żałuje pochłonęłam je tak szybko, że zastanawiam się co teraz mam zrobić, tak się bałam że nie będzie happy endu (kocham happy endy) a tu taka końcówka, dziękuje Ci za to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  13. To było cudowne a epilog aż się wzruszyłam 😊😊

    OdpowiedzUsuń