Kto by pomyślał, że ten nieznany nikomu dotąd Thomas Diethart, wygra Turniej Czterech Skoczni? Młody skoczek z Austrii stał się rewelacją, podobnie jak jego ojciec, który w szale radości chciał się przedostać do swojego syna. Pod pachą trzymał różową pluszową świnkę, która prawdopodobnie służyła ich rodzinie za talizman. Cóż, jak widać - przydała się.
Przyglądałam się stojącym na podium Diethartowi, Morgensternowi i Ammannowi, gdy wtem poczułam czyjeś dłonie na swoich ramionach. Odwróciłam się i zobaczyłam Fannemela, który po chwili pociągnął mnie za rękę i zaczął przedzierać się przez tłum.
- Gratuluję dzisiejszych świetnych skoków - powiedziałam, kiedy znaleźliśmy się z dala od wszystkich i mogliśmy porozmawiać przez chwilę zanim nasze ekipy zaczną się zbierać.
- Dzięki - odparł, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Co u Kubackiego?
Szczęka mi opadła, kiedy usłyszałam to pytanie. Po chwili dotarło do mnie, że muszę dziwnie wyglądać z rozdziawioną buzią, więc musiałam się zebrać w całość. Cholera, miałam nadzieję, że nikt nas wtedy nie widział, dopóki Dawid mi nie wyjaśni, co w niego wstąpiło.
- To skomplikowane - rzekłam i zwiesiłam głowę, skupiając wzrok na czubkach swoich butów. - Nawet bardzo skomplikowane.
- Eh, Natasza... - westchnął ciężko i ujął moją twarz w dłonie. - Martwię się o ciebie.
- Nie musisz, wszystko jest w porządku - zapewniłam go łamiącym się głosem. Norweg założył mi za ucho kosmyk włosów i pocałował w czoło, po czym przytulił do siebie. - Wszystko jest w porządku - powtórzyłam, wtulając się w niego jeszcze bardziej.
- Próbujesz przekonać mnie czy siebie? - zapytał, nie wypuszczając mnie ze swoich objęć. - Nie zrozum mnie źle. Jak zobaczyłem cię całującą się z nim, to nie wiedziałem, co myśleć. Nie chcę, żeby znowu cię zranił.
- Nie pozwolę na to. - Odsunęłam się od niego delikatnie. - Poza tym... Ja też go zraniłam.
Nagle Anders cały się spiął, obserwując coś za moimi plecami.
A raczej kogoś.
Wyswobodziłam się z uścisku Fannemela i odwróciłam w stronę Kubackiego, który patrzył wilkiem na Norwega. Staliśmy tak, dopóki Dawid nie wyminął nas, potrącając mnie przy tym ramieniem. Zachwiałam się lekko i gdyby nie Fannis, leżałabym na śniegu. Ucałowałam go szybko na pożegnanie, a po chwili pobiegłam za Dejvim, który pewnie nie wiadomo co sobie wyobrażał o naszej dwójce. Nie zdawałam sobie sprawy jak to może z boku wyglądać. Kurwa, a wszystko tak dobrze się układało!
- Poczekaj! - krzyknęłam, nie mogąc go dogonić. Chyba musiałam w końcu zabrać się za swoją kondycję i odstawić fajki. - Dawid, stój!
Ale on był głuchy na moje wołanie. Narzucał coraz większe tempo i zatrzymał się, kiedy znalazł się przy naszym autobusiku, w którym siedzieli wszyscy, czekając na nas. Rozmawiając z Andersem musiałam stracić poczucie czasu, skoro byliśmy gotowi do odjazdu. Posłałam wszystkim przepraszający uśmiech i zajęłam miejsce obok Maćka, który od razu zaczął zadawać milion pytań, na które nie miałam ochoty odpowiadać. Wobec tego założyłam słuchawki na uszy, by pogrążyć się w muzyce i choć na parę godzin zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Kot widząc, że nic w tym temacie nie wskóra i nie namówi mnie do zwierzeń, przez resztę drogi nie odezwał się do mnie ani słowem. Świetnie. Widocznie wszyscy byli gotowi gniewać się na mnie o największe możliwe pierdoły.
Zamknęłam oczy i pozwoliłam Beatlesom przenieść mnie do lepszego miejsca, gdzie jednorożce biegają, chmury są z waty cukrowej, a w ogrodzie miałam staw, w którym zamiast wody była czekolada. Aż się głodna zrobiłam.
- Natasza! - usłyszałam rozdzierający krzyk, który głośnością przebił moje ukochane "Love me do".
- No co? - warknęłam wściekła. Nie dadzą człowiekowi trochę odpocząć i pomarzyć o łakociach. - Czego, kurwa, znowu ode mnie chcecie?
- Żebyś przestała śpiewać. Chcieliśmy się przespać - wyjaśnił spokojnie Kamil z rozbawieniem na twarzy. - Niezły koncert, ale naprawdę, nuć pod nosem.
Czułam jak moje policzki oblewają się rumieńcem. No tak, jeszcze tego brakowało, żebym na moich skocznych chuderlaków nawrzeszczała. Przeprosiłam ich za moje wycie i obiecałam, że to się już nie powtórzy. Westchnęłam ciężko, schowałam telefon do torby, po czym oparta o Maćkowe ramię również próbowałam zasnąć. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jestem taka zmęczona, kiedy po paru minutach odpłynęłam.
*
- O, cześć Mustaf! Nie spodziewałem się ciebie.
- Cześć. Uhm, ta, bo widzisz... Jest Natka?
- Eee... Tak, jest na górze. Pokój na końcu korytarza.
- Dzięki.
Kurwa, co on tutaj robił?
Z prędkością światła próbowałam nieco ogarnąć nieład na moim łbie, splatając włosy w kucyka. Wybrał sobie świetną porę na wizytę, doprawdy, zajebistą wręcz. Ugh, co ja się przejmowałam? Przecież to tylko Kubacki. Tak, mogłam sobie wmawiać. Dobra, Natasza, koniec histeryzowania. Ulubione dresy i bluza to idealny na strój na przyjęcie swojego byłego, który za tobą tęsknił i się z tobą całował parę dni temu.
- Przeszkadzam? - zapytał, wchodząc bez pukania do pokoju. Gdyby to był ktoś inny to zapewne wytknęłabym o braku manier, ale... ale to był Dejvi. - Mogę przyjść kiedy indziej.
- Nie wygłupiaj się - odparłam i uśmiechnęłam się do niego. - Wszystko gra?
- Czemu pytasz?
- Oh, no wiesz, jakoś wcześniej nie miałeś zwyczaju do mnie wpadać. Więc?
Usiadł na brzegu mojego łóżka, wpatrując się w swoje blade dłonie. Stanęłam nad nim i przeczesałam palcami jego włosy, które opadały mu na czoło, przysłaniając jego prawe oko. Podniósł głowę do góry, przenosząc swoje niebieskie ślepia na mnie. Z każdą sekundą czułam jak ta cisza mnie przytłacza, ale nie chciałam na niego naciskać. Jeśli chciał pomilczeć, to w porządku, mogłam mu w tym potowarzyszyć. Byleby tylko był ze mną i nie odchodził.
- Kiedy wyjechałaś, poczułem się jakby ci na mnie nie zależało - odezwał się w końcu. - Gdyby było inaczej, to dowiedziałbym się wcześniej albo pożegnałabyś się ze mną. Ale ty zostawiłaś mi jedynie liścik, który z wściekłości potargałem, zaraz po jego przeczytaniu.
- Jak mogłeś tak pomyśleć? - mój głos stał się piskliwy. Nawet nie wiem kiedy do oczu napłynęły mi łzy. - Powinieneś wiedzieć, że nigdy nie chciałam cię zranić.
- Był moment, gdy... Gdy byłem gotów jechać za tobą. Szukać cię - mówił, cały czas na mnie patrząc. - Odpuściłem. Z każdym dniem narastała we mnie złość do ciebie, aż zdałem sobie sprawę, że nienawiść pomoże mi szybciej się z tym wszystkim uporać.
Rękawem bluzy wytarłam swoje mokre policzki. Wiedziałam, że to było nieuniknione, musieliśmy rozprawić się z przeszłością, która nie pozwalała nam normalnie żyć i warczeliśmy na siebie przy każdej nadarzającej się ku temu okazji. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że Dawid tak bardzo to przeżył. Byłam wtedy zwykłą, niczym nie wyróżniającą się siedemnastolatką, trochę popieprzoną i całym sercem kochającą skoki. On zaś był dwudziestolatkiem, który zaliczył już swoje pierwsze występy w Pucharze Świata i marzył o wskoczeniu do kadry A, co mu się udało.
- Przepraszam za to w Wiśle, bo zachowałem się jak buc. Do tego to moje dziwne zachowanie w Austrii...
- Było minęło. Teraz już będzie lepiej.
Uniósł kąciki ust ku górze, tym samym sprawiając, że jego twarz się rozpromieniła. Wstał z miejsca, pocałował mnie w policzek, po czym ruszył w stronę drzwi. Patrzyłam jak opuszcza pomieszczenie, gdy wtem odwrócił się i powiedział coś, czego kompletnie się nie spodziewałam.
- Pocałowałem cię w Innsbrucku, bo pragnąłem przez moment znów poczuć, że jesteś moja.
Ale ja byłam twoja, Dawid. Cały czas.
*
Starałam się za wszelką cenę opanować targające mną emocje, ale z marnym skutkiem, bowiem zaczęłam z płaczem biegać po domu. Kuba złapał mnie za ramiona i mocno do siebie przytulił, chcąc mnie uspokoić, ale ja nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa. Po upływie jakichś dziesięciu, może piętnastu minut siedziałam z braćmi Kot i ich rodzicami w salonie, którzy wyczekiwali wyjaśnień, dlaczego zerwałam się w środku nocy i biegałam jak opętana.
- Zadzwonili do mnie ze szpitala, że moja mama miała wypadek... I ona... I ja... Boże... Nie ma jej, odeszła, straciłam ją...
* * *
Męczyłam, męczyłam i wymęczyłam.
Dziękuję, że komentarze pod szóstką. Dobrze wiedzieć, że jeszcze tu jesteście. <3
2 tygodnie do LGP, kochani! :D
piątek, 11 lipca 2014
wtorek, 1 lipca 2014
Rozdział 6.
Później wszystko się posypało.
No, może nie do końca wszystko, ale przede wszystkim na płaszczyźnie zawodowej. Widok Kubackiego mnie irytował i jeśli nie musiałam, to starałam się do niego nie odzywać. A kiedy zachodziła taka potrzeba to były to zwykle krótkie zdawkowe zdania, przy czym obrzucałam go chłodnym jak powietrze za oknami spojrzeniem. Niestety, nasze relacje wpływały również na grupę, czego starałam się uniknąć, lecz nie zbyt mi się to udało.
Moi mili, w końcu przyszła zima.
Teoretycznie. W kalendarzu można było dostrzec iż zbliżają się święta zaś w Polsce za wiele śniegu nie było, choć w Zakopanem nie można było narzekać na jego brak.
W dzień Wigilii, Fannemel zadzwonił do mnie na Skype z życzeniami. Obawiałam się trochę rozmowy z nim, bo chcąc nie chcąc wzięłam sobie do serca słowa tego dupka. Znaczy Dawida. Wiecie jak to jest - bierzecie imię Dawid, przestawiacie literki, parę wyrzucacie, inne wstawiacie i voila! Z Dawida robi się dupek.
Ale Andersowi nie mogłam tego powiedzieć, nawet jeśli mnie korciło, gdyż byłam ciekawa jego reakcji. Wyśmiałby mnie? Zignorował to? A może obraziłby się i już nigdy więcej do mnie nie odezwał? Wolałam nie ryzykować.
Poza tym z pewnością nie uznałby mnie za normalną, gdybym powiedziała: "Wiesz, mój były facet, który mnie nienawidzi i mną gardzi, powiedział że powinnam na ciebie uważać. Czy w tej twojej uroczej blond główce tli się myśl, że chciałbyś mnie znowu przelecieć, a potem już nigdy więcej nie wysłać nawet SMS-a z "Miłego dnia" po norwesku?". Sami widzicie, brzmiało to idiotycznie.
- Natasza? - głos Norwega wyrwał mnie z letargu. - Słuchasz mnie?
- Mhm - mruknęłam pod nosem i spojrzałam na niego. - Przepraszam.
- Eh, w porządku - westchnął ciężko, przeczesując włosy dłonią i pozwalając kilku blond kosmykom opaść na czoło. - Zawsze jesteś taka zamyślona i ciężko do ciebie dotrzeć - stwierdził z troską w głosie. - Na pewno u ciebie wszystko dobrze?
- Nie - przyznałam, nie zerkając w stronę kamerki ani ekranu laptopa. Z zaciekawieniem przyglądałam się swoim niedawno pomalowanym na miętowy kolor paznokciom, byle nie patrzeć na niego i wyraz jego twarzy. - To wszystko jest skomplikowane.
- Hej, nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz.
- Dzięki.
- A teraz spójrz na mnie i pięknie się uśmiechnij - nakazał, a ja bez przekonania wykonałam jego polecenie. - Wiesz jak to mówią: jaka Wigilia, taki cały rok, nie?
- Oby nie. Nie widzi mi się każdego dnia patrzeć jak Kuba po kryjomu opycha się ciastem i się ze mną nie dzieli - odparłam i się zaśmiałam.
- Popatrz na to z drugiej strony: będziemy ze sobą cały rok rozmawiać. Nie każda dziewczyna ma szansę pogadać z Andersem Fannemelem, mała!
- Jeszcze raz nazwiesz mnie "mała", to połamię ci narty, krasnalu.
- Dobrze, mała, niech ci będzie.
*
Święta minęły spokojnie, o ile można spokojnie spędzać Boże Narodzenie w towarzystwie Maćka i Kuby, ale w każdym razie nie mogłam narzekać na nudę i nie miałam czasu myśleć nad tym, co wydarzyło się ostatnio. Oczywiście oboje byli na mnie źli, że nie pojechałam do Wrocławia chociażby na jeden dzień, lecz i tak mogli być ze mnie dumni, bo pokwapiłam się by zadzwonić do mamy z życzeniami. Wykręcenie tego numeru kosztowało mnie więcej niż cokolwiek innego, dlatego też starałam się nie przeciągać, czym sprawiłam swojej rodzicielce zawód. Miałam nadzieję, że kiedyś znowu będziemy mogły rozmawiać godzinami, będę mogła się jej zwierzać, plotkować i chodzić z nią na zakupy. Ale to jeszcze nie był ten moment.
Rozpoczął się Turniej Czterech Skoczni, powoli wkraczaliśmy w decydującą fazę sezonu. Za niedługo konkursy w Polsce, podanie składów na Igrzyska i w końcu najważniejszy punkt - Soczi. Każdy skok miał wielką wagę w walce o miejsce w składzie. Wystarczył błąd, chwilowy spadek formy, by dotychczasowa ciężka praca poszła na marne. Byłam zdania, że Łukasz nie popełni błędu i wybierze skład, który nas godnie zaprezentuje.
Byliśmy po pierwszym konkursie w Oberstdorfie. Po tym jak zaszaleli w Engelbergu apetyty wśród kibiców, dziennikarzy, a także nich samych wzrosły. Niestety, w Niemczech nie było już tak kolorowo jak w Szwajcarii, aczkolwiek tragedii nie było.
Następnie skoczków czekał noworoczny konkurs w Ga-Pa. I jak co roku zawodnicy nie mogli sobie pozwolić na huczne świętowanie Sylwestra. Tym razem postanowiliśmy kulturalnie napić się po kieliszku szampana, posiedzieć trochę i poczekać na fajerwerki, choć to ostatnie nie udało się wszystkim.
Na dziesięć minut przed północą poszłam po kurtkę i chwilę później wyszłam z hotelu na spacer, by móc pobyć trochę z samą sobą. Kręciłam przez kilka minut pod budynkiem hotelu, wyczekując przyjścia nowego, 2014 roku. Nie byłam fanką robienia sobie postanowień, lecz pragnęłam by ten rok był inny i lepszy niż pozostałe. Byłam gotowa na zmiany, ale tym razem te dobre, które wniosłyby więcej radości do mojego życia.
Nie pobyłam długo w swoim towarzystwie, bo właśnie dopadli mnie Ziobro z Biegunem, a zaraz za nimi biegł Murańka ciskając w nich śnieżkami. Krzysiek i Jasiek oczywiście wymyślili sobie, że będę służyć za ich tarczę, więc po chwili śnieg wylądował na mojej twarzy, co wywołało śmiech u skoczków. Wkurzona już chciałam coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy głośny huk. Wpatrywaliśmy się w siebie przez kilkanaście sekund, gdy nagle niebo zrobiło się kolorowe. Zachwycona przeniosłam wzrok na kolorowe fajerwerki wybuchające nad naszymi głowami.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i do myśli kotłującej się w mojej głowie: To musi być dobry rok.
*
Z Innsbrucka wyjeżdżaliśmy w całkiem dobrych humorach, mimo że warunki uniemożliwiły przeprowadzenia drugiej serii konkursu. Kamilowi udało się wskoczyć na ostatni stopień podium, więc może ludzie zluzują i przestaną tak go przyciskać, w końcu do Igrzysk jeszcze miesiąc i nie było powodu, żeby panikować.
Byliśmy gotowi do odjazdu, gdy Maciek spostrzegł, że Kubacki gdzieś zniknął i nie wiadomo dokąd polazł.
- Jest z nami Jasiek, jest z nami Kamil, ale nie ma Dawida, gdzie jest, kurwa, Dawid? - zaśpiewał Klemens, po czym wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. - Chociaż to mi się dzisiaj udało.
- Daj spokój, następnym razem będzie lepiej - rzekł Kamil i poklepał go po ramieniu. - Dobra, może trzeba go poszukać?
Kruczek kręcił z głową niedowierzaniem, że przyszło mu trenować takich nieogarniętych ludzi jak polska kadra skoczków, ale hej! Przynajmniej zawsze działo się coś ciekawego.
Rozeszliśmy się w różnych kierunkach, by znaleźć tego blondasa, który gdzieś się zaszył. Czemu nikt nie wpadł na to, że może on chce zostać w Austrii, porzucić skoki i zostać kozicą górską? A tak to musiałam krążyć wokół Bergisel i wypatrywać, gdzie Mustaf się podział, choć nie miałam na to ochoty. W sumie to powinnam była jeszcze skoczyć do Fannemela, bo obiecałam mu, że porozmawiamy po konkursie, ale on również przepadł jak kamień w wodę.
- Natka? - usłyszałam nawołujący głos Dawida. Odwróciłam się i zobaczyłam blondyna w jednym kawałku i lekko się uśmiechającego. To na mój widok? Wątpiłam w to, ale on nazwał mnie Natką. Już zdążyłam zapomnieć jak to zdrobnienie brzmi, kiedy to on je wypowiadał. - Muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego? - zapytałam, stając naprzeciw niego.
Spojrzałam na skoczka, który miał minę jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu zrobił krok w moją stronę, pociągnął za rękę w stronę dwóch autobusów. Zatrzymaliśmy się między nimi i sterczeliśmy przez chwilę gapiąc się na siebie, gdy niespodziewanie Kubacki pochylił się nade mną i... pocałował! Tak po prostu przytknął swoje wargi do moich, składając na moich ustach czuły pocałunek. Wplótł dłoń w moje włosy, nie pozwalając odsunąć się nawet na milimetr. Cholera, dziwne... Dziwnie przyjemne.
- Dejvi?
- Natka, cholera, jak ja za tobą kurewsko tęskniłem...
- Cóż za słownictwo - wytknęłam mu i zachichotałam. Tego tylko brakowało bym teraz zachowała się jak słodka idiotka. - Nie wiem jak mogłeś się za mną stęsknić, skoro przebywam z wami cały czas.
- Ale nie o taką tęsknotę mi chodzi - odparł, głaszcząc mnie po policzku. - Brakowało mi twego dotyku, ust, tego jak nazywasz mnie Dejvim.
- Dejvi - rzekłam i wtuliłam się w niego. - Nic już z tego nie rozumiem.
- Wyjaśnię ci wszystko, ale nie teraz.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Dawid cmoknął mnie w czoło i pociągnął za rękaw w stronę naszego autokaru. Szliśmy spokojnym krokiem, milcząc i nie patrząc na siebie. Kurna, a miałam być rozsądna! Z drugiej strony - gdybym przestała pakować się w niezręczne sytuacje, to nie byłabym sobą.
Obejrzałam się, by po raz ostatni popatrzeć na skocznię i wtedy dostrzegłam Fannemela stojącego z zawiedzioną miną. Pomachałam do niego na pożegnanie, po czym pognałam do wołającego i ponaglającego mnie Kota.
* * *
Cześć.
Jest tu kto?
Trochę mnie nie było, ale wracam.
PS. Z kim się widzę na LGP?
PS2. Natasza i Dawid zachowują się jakby mieli okres. Ah, te huśtawki nastrojów.
No, może nie do końca wszystko, ale przede wszystkim na płaszczyźnie zawodowej. Widok Kubackiego mnie irytował i jeśli nie musiałam, to starałam się do niego nie odzywać. A kiedy zachodziła taka potrzeba to były to zwykle krótkie zdawkowe zdania, przy czym obrzucałam go chłodnym jak powietrze za oknami spojrzeniem. Niestety, nasze relacje wpływały również na grupę, czego starałam się uniknąć, lecz nie zbyt mi się to udało.
Moi mili, w końcu przyszła zima.
Teoretycznie. W kalendarzu można było dostrzec iż zbliżają się święta zaś w Polsce za wiele śniegu nie było, choć w Zakopanem nie można było narzekać na jego brak.
W dzień Wigilii, Fannemel zadzwonił do mnie na Skype z życzeniami. Obawiałam się trochę rozmowy z nim, bo chcąc nie chcąc wzięłam sobie do serca słowa tego dupka. Znaczy Dawida. Wiecie jak to jest - bierzecie imię Dawid, przestawiacie literki, parę wyrzucacie, inne wstawiacie i voila! Z Dawida robi się dupek.
Ale Andersowi nie mogłam tego powiedzieć, nawet jeśli mnie korciło, gdyż byłam ciekawa jego reakcji. Wyśmiałby mnie? Zignorował to? A może obraziłby się i już nigdy więcej do mnie nie odezwał? Wolałam nie ryzykować.
Poza tym z pewnością nie uznałby mnie za normalną, gdybym powiedziała: "Wiesz, mój były facet, który mnie nienawidzi i mną gardzi, powiedział że powinnam na ciebie uważać. Czy w tej twojej uroczej blond główce tli się myśl, że chciałbyś mnie znowu przelecieć, a potem już nigdy więcej nie wysłać nawet SMS-a z "Miłego dnia" po norwesku?". Sami widzicie, brzmiało to idiotycznie.
- Natasza? - głos Norwega wyrwał mnie z letargu. - Słuchasz mnie?
- Mhm - mruknęłam pod nosem i spojrzałam na niego. - Przepraszam.
- Eh, w porządku - westchnął ciężko, przeczesując włosy dłonią i pozwalając kilku blond kosmykom opaść na czoło. - Zawsze jesteś taka zamyślona i ciężko do ciebie dotrzeć - stwierdził z troską w głosie. - Na pewno u ciebie wszystko dobrze?
- Nie - przyznałam, nie zerkając w stronę kamerki ani ekranu laptopa. Z zaciekawieniem przyglądałam się swoim niedawno pomalowanym na miętowy kolor paznokciom, byle nie patrzeć na niego i wyraz jego twarzy. - To wszystko jest skomplikowane.
- Hej, nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz.
- Dzięki.
- A teraz spójrz na mnie i pięknie się uśmiechnij - nakazał, a ja bez przekonania wykonałam jego polecenie. - Wiesz jak to mówią: jaka Wigilia, taki cały rok, nie?
- Oby nie. Nie widzi mi się każdego dnia patrzeć jak Kuba po kryjomu opycha się ciastem i się ze mną nie dzieli - odparłam i się zaśmiałam.
- Popatrz na to z drugiej strony: będziemy ze sobą cały rok rozmawiać. Nie każda dziewczyna ma szansę pogadać z Andersem Fannemelem, mała!
- Jeszcze raz nazwiesz mnie "mała", to połamię ci narty, krasnalu.
- Dobrze, mała, niech ci będzie.
*
Święta minęły spokojnie, o ile można spokojnie spędzać Boże Narodzenie w towarzystwie Maćka i Kuby, ale w każdym razie nie mogłam narzekać na nudę i nie miałam czasu myśleć nad tym, co wydarzyło się ostatnio. Oczywiście oboje byli na mnie źli, że nie pojechałam do Wrocławia chociażby na jeden dzień, lecz i tak mogli być ze mnie dumni, bo pokwapiłam się by zadzwonić do mamy z życzeniami. Wykręcenie tego numeru kosztowało mnie więcej niż cokolwiek innego, dlatego też starałam się nie przeciągać, czym sprawiłam swojej rodzicielce zawód. Miałam nadzieję, że kiedyś znowu będziemy mogły rozmawiać godzinami, będę mogła się jej zwierzać, plotkować i chodzić z nią na zakupy. Ale to jeszcze nie był ten moment.
Rozpoczął się Turniej Czterech Skoczni, powoli wkraczaliśmy w decydującą fazę sezonu. Za niedługo konkursy w Polsce, podanie składów na Igrzyska i w końcu najważniejszy punkt - Soczi. Każdy skok miał wielką wagę w walce o miejsce w składzie. Wystarczył błąd, chwilowy spadek formy, by dotychczasowa ciężka praca poszła na marne. Byłam zdania, że Łukasz nie popełni błędu i wybierze skład, który nas godnie zaprezentuje.
Byliśmy po pierwszym konkursie w Oberstdorfie. Po tym jak zaszaleli w Engelbergu apetyty wśród kibiców, dziennikarzy, a także nich samych wzrosły. Niestety, w Niemczech nie było już tak kolorowo jak w Szwajcarii, aczkolwiek tragedii nie było.
Następnie skoczków czekał noworoczny konkurs w Ga-Pa. I jak co roku zawodnicy nie mogli sobie pozwolić na huczne świętowanie Sylwestra. Tym razem postanowiliśmy kulturalnie napić się po kieliszku szampana, posiedzieć trochę i poczekać na fajerwerki, choć to ostatnie nie udało się wszystkim.
Na dziesięć minut przed północą poszłam po kurtkę i chwilę później wyszłam z hotelu na spacer, by móc pobyć trochę z samą sobą. Kręciłam przez kilka minut pod budynkiem hotelu, wyczekując przyjścia nowego, 2014 roku. Nie byłam fanką robienia sobie postanowień, lecz pragnęłam by ten rok był inny i lepszy niż pozostałe. Byłam gotowa na zmiany, ale tym razem te dobre, które wniosłyby więcej radości do mojego życia.
Nie pobyłam długo w swoim towarzystwie, bo właśnie dopadli mnie Ziobro z Biegunem, a zaraz za nimi biegł Murańka ciskając w nich śnieżkami. Krzysiek i Jasiek oczywiście wymyślili sobie, że będę służyć za ich tarczę, więc po chwili śnieg wylądował na mojej twarzy, co wywołało śmiech u skoczków. Wkurzona już chciałam coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy głośny huk. Wpatrywaliśmy się w siebie przez kilkanaście sekund, gdy nagle niebo zrobiło się kolorowe. Zachwycona przeniosłam wzrok na kolorowe fajerwerki wybuchające nad naszymi głowami.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i do myśli kotłującej się w mojej głowie: To musi być dobry rok.
*
Z Innsbrucka wyjeżdżaliśmy w całkiem dobrych humorach, mimo że warunki uniemożliwiły przeprowadzenia drugiej serii konkursu. Kamilowi udało się wskoczyć na ostatni stopień podium, więc może ludzie zluzują i przestaną tak go przyciskać, w końcu do Igrzysk jeszcze miesiąc i nie było powodu, żeby panikować.
Byliśmy gotowi do odjazdu, gdy Maciek spostrzegł, że Kubacki gdzieś zniknął i nie wiadomo dokąd polazł.
- Jest z nami Jasiek, jest z nami Kamil, ale nie ma Dawida, gdzie jest, kurwa, Dawid? - zaśpiewał Klemens, po czym wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. - Chociaż to mi się dzisiaj udało.
- Daj spokój, następnym razem będzie lepiej - rzekł Kamil i poklepał go po ramieniu. - Dobra, może trzeba go poszukać?
Kruczek kręcił z głową niedowierzaniem, że przyszło mu trenować takich nieogarniętych ludzi jak polska kadra skoczków, ale hej! Przynajmniej zawsze działo się coś ciekawego.
Rozeszliśmy się w różnych kierunkach, by znaleźć tego blondasa, który gdzieś się zaszył. Czemu nikt nie wpadł na to, że może on chce zostać w Austrii, porzucić skoki i zostać kozicą górską? A tak to musiałam krążyć wokół Bergisel i wypatrywać, gdzie Mustaf się podział, choć nie miałam na to ochoty. W sumie to powinnam była jeszcze skoczyć do Fannemela, bo obiecałam mu, że porozmawiamy po konkursie, ale on również przepadł jak kamień w wodę.
- Natka? - usłyszałam nawołujący głos Dawida. Odwróciłam się i zobaczyłam blondyna w jednym kawałku i lekko się uśmiechającego. To na mój widok? Wątpiłam w to, ale on nazwał mnie Natką. Już zdążyłam zapomnieć jak to zdrobnienie brzmi, kiedy to on je wypowiadał. - Muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego? - zapytałam, stając naprzeciw niego.
Spojrzałam na skoczka, który miał minę jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu zrobił krok w moją stronę, pociągnął za rękę w stronę dwóch autobusów. Zatrzymaliśmy się między nimi i sterczeliśmy przez chwilę gapiąc się na siebie, gdy niespodziewanie Kubacki pochylił się nade mną i... pocałował! Tak po prostu przytknął swoje wargi do moich, składając na moich ustach czuły pocałunek. Wplótł dłoń w moje włosy, nie pozwalając odsunąć się nawet na milimetr. Cholera, dziwne... Dziwnie przyjemne.
- Dejvi?
- Natka, cholera, jak ja za tobą kurewsko tęskniłem...
- Cóż za słownictwo - wytknęłam mu i zachichotałam. Tego tylko brakowało bym teraz zachowała się jak słodka idiotka. - Nie wiem jak mogłeś się za mną stęsknić, skoro przebywam z wami cały czas.
- Ale nie o taką tęsknotę mi chodzi - odparł, głaszcząc mnie po policzku. - Brakowało mi twego dotyku, ust, tego jak nazywasz mnie Dejvim.
- Dejvi - rzekłam i wtuliłam się w niego. - Nic już z tego nie rozumiem.
- Wyjaśnię ci wszystko, ale nie teraz.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Dawid cmoknął mnie w czoło i pociągnął za rękaw w stronę naszego autokaru. Szliśmy spokojnym krokiem, milcząc i nie patrząc na siebie. Kurna, a miałam być rozsądna! Z drugiej strony - gdybym przestała pakować się w niezręczne sytuacje, to nie byłabym sobą.
Obejrzałam się, by po raz ostatni popatrzeć na skocznię i wtedy dostrzegłam Fannemela stojącego z zawiedzioną miną. Pomachałam do niego na pożegnanie, po czym pognałam do wołającego i ponaglającego mnie Kota.
* * *
Cześć.
Jest tu kto?
Trochę mnie nie było, ale wracam.
PS. Z kim się widzę na LGP?
PS2. Natasza i Dawid zachowują się jakby mieli okres. Ah, te huśtawki nastrojów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)