To co się działo w Klingenthal to jakiś kabaret! Brakowało tutaj tylko Mariolki albo pana w żółtym sweterku z kabaretu Łowcy.B. Nie dość, że poprzedniego dnia nie dokończono konkursu drużynowego (w którym zajęliśmy zaszczytne 4 miejsce), to jeszcze Walcio i Mircio coś odwalali, a na dodatek Schlierenzauer i Bardal zrezygnowali ze skakania z powodu złych warunków. Przez to cholerne wiatrzysko Kamil wylądował na 117 metrze co dało mu 37 miejsce. O Stefanie nawet nie wspomnę, bo został zdyskwalifikowany. Jednakże była też dobra wiadomość, bowiem liderem konkursu był Krzysiu Biegun, który pofrunął 142,5 metra. Aż mnie duma rozpierała i serducho się cieszyło, ale bałam się, że wszystko anulują i odbiorą naszemu zwycięstwo.
Siedziałam w miejscu przeznaczonym dla trenerów i już trochę zamarzałam, a nie mogłam się stąd ruszyć. Pozostawało nam jedynie czekanie na ostateczną decyzję, której nie mogłam się doczekać jak moja babka niedzieli, żeby mogła sobie pójść na mszę i przy okazji ze swoją moher bandą obgadać wszystkich.
- Natasza - usłyszałam nad sobą głos Kruczka. - Nie ma drugiej serii, zbieraj się.
- Co? - palnęłam głupio, wyrwana z zamyślenia. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego słów. - Jak to, co teraz?
W odpowiedzi uśmiechnął się lekko i kazał się pośpieszyć. Zabrałam notatnik, w którym zapisywałam dyktowane przez Łukasza uwagi odnośnie skoku każdego z chłopaków. No cóż, trochę się napisałam, ale jak sam stwierdził - to początek sezonu i z tygodnia na tydzień tych uwag będzie mniej. Miałam nadzieję, że będzie tak, jak mówił, bo inaczej ręka mi odpadnie od tego pisania.
Tak czy siusiak - jak to mawiał Żyła - mieliśmy w swoich szeregach lidera Pucharu Świata. Krzysiek trochę speszony udzielał wywiadów, spoglądając na żółty plastron, który od tamtej chwili należał do niego. Chciałam uniknąć tego całego szumu, jaki się narobił i postanowiłam pójść na krótki spacer.
Chłodny powiew uderzył mnie w twarz, przyprawiając o nieprzyjemne dreszcze na całym ciele. Brr. Marzyłam znaleźć się teraz w ciepłym łóżku albo mieć w dłoni kubek gorącej herbaty, nawet siedzenie w naszym skocznym wesołym busiku byłoby wybawieniem.
Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów, po czym odpaliłam jednego z nich. Już mną od kilku godzin korciło, żeby zapalić. Jak każdy - miałam swoje małe nałogi. Parę razy chciałam rzucić, bo sobie niszczę zdrowie, urodę, będę mieć brzydkie włosy, paznokcie, bla bla bla. Ale jakoś czasem musiałam odreagować, a że to był najlepszy sposób to nic mi chyba nie pozostało.
Odwróciłam głowę w tył. Stał ze swoim uśmiechem numer sześć, rękami w kieszeniach i rozwaloną fryzurą, wyglądając przy tym chłopięco i łagodnie. Zbliżył się na kilka kroków, wyrwał fajkę i przydeptał butem, z miną niewiniątka. Ni stąd, ni zowąd złapał mnie za rękę, jakby robił to już milion razy, choć wcale tak nie było. Ba! Tak po prawdzie rozmawialiśmy ze sobą kilka razy, w gwoli ścisłości trzy: w klubie, hotelu i kiedy przyszło nam się rozstać po tej pamiętnej nocy w Wiśle.
- Miło cię znowu zobaczyć.
Oh. No dobra. Tego się nie spodziewałam. I cholera, nie o takie ciepło mi chodziło, kiedy narzekałam, że jest zimno!
- Teraz będziesz mnie widywać częściej.
I szczerze, to miałam mętlik w głowie. Bo, cholera, cieszyłam się, że stał naprzeciw mnie, delikatnie przejeżdżając kciukiem po wierzchu mojej dłoni. Głupiałam przy nim, a to niedobrze.
- Muszę już iść - wybąkałam i odsunęłam się od niego. - Na razie.
Ruszyłam szybkim krokiem w swoją stronę, nie czekając na jego reakcję czy słowo pożegnania. Pewnie wziął mnie za jakąś dzikuskę wypuszczoną z lasu, co zwiała od niego jakby się paliło, zamiast pogadać jak dwójka normalnych ludzi. Wyszło na to, że nie jestem normalna (a to ci niespodzianka...) i ponowne spotkanie z nim nieco mnie wybiło.
Zapierdalając niczym struś pędziwiatr wpadłam na Kubackiego, który popatrzył na mnie, jakbym mu grzebień albo szampon ukradła. Burknął coś pod nosem w stylu "patrz jak chodzisz" i mnie wyminął.
- Wracajmy już do domu - powiedziałam, przytulając się do Maćka. - To zdecydowanie nie jest mój dzień.
- Maruda z ciebie - zaśmiał się i pstryknął mnie w nos.
Wtuliłam się do niego jeszcze bardziej, po czym wsiedliśmy do autobusu, który po kilku minutach odjechał spod skoczni.
*
Kochałam imprezy i dobrą zabawę, a w towarzystwie takich dziewczyn jak partnerki skoczków o świetną atmosferę nietrudno. Siedziałyśmy w salonie u Stochów, korzystając z tego, że faceci zrobili sobie osobną posiadówkę, to przecież nie mogłyśmy być gorsze. Butelka wina, muzyka w tle, ja, Ewa Stoch, Justyna Żyła, Marcelina Hula i Angelika Kowalczyk. Ta ostatnia musiała się bawić bez alkoholu, bo Ziobro junior w drodze, kolejny mały skoczny brzdąc na świecie. Jasiek był prze szczęśliwy, co dało się wyraźnie odczuć, kiedy nam ciągle o tym nawijał i dzwonił zmartwiony do swojej ukochanej. Zastanawiałam się, czy mój luby za kilka lat też będzie mnie napastować telefonami, bo będzie chciał wiedzieć jak się czuję, czy czegoś nie potrzebuję i jak nazwiemy naszego szkraba. Zdawałam sobie sprawę, że to odległa przyszłość, bo póki co jak ognia unikałam faceta, którego zawsze podziwiałam za sukcesy jakie osiągnął w skokach, a w zeszłe wakacje wskoczyłam mu do łóżka. Tsa, Nataszko, mamą prędko nie będziesz.
- Wiecie co? - odezwałam się, patrząc do mojego kieliszka, z którego stopniowo ubywało czerwonej cieczy. - Faceci są jak buty.
- Buty? - zdziwiła się Marcela. Pozostałe spojrzały na mnie, czekając na dalszy ciąg, bo nie bardzo za mną nadążały i raczej nie traktowały moich słów na poważnie.
- Tak, buty - kontynuowałam swoją myśl. - Raz pasują ci czerwone trampki, a następnego dnia czarne szpilki.
- Ehm, okej. Chyba za dużo wypiłaś - skwitowała żona Piotrka i zabrała mi kieliszek z ręki. - Nie patrz takim wzrokiem na mnie.
- Czuję się wyśmienicie, naprawdę. - Starałam się bardziej przekonać siebie samą niż je. - Nie mam racji?
- Hm, w sumie... - zabrała głos Ewka. - Widocznie nie znalazłaś jeszcze butów, które będą ci pasować niezależnie od pogody.
Spojrzałam na blondynkę, a ona obdarzyła mnie ciepłym pokrzepiającym uśmiechem. Odwdzięczyłam się jej tym samym i poprosiłam o dolewkę, co wszystkie skwitowałyśmy śmiechem.
* * *
Dobry wieczór.
Nudny jak flaki z olejem, ale nie chcę za wiele zdradzać. Jeśli jeszcze tu jesteście - dajcie o sobie znać i skrobnijcie jakieś słówko pod tym czymś. :)
+ Dajcie wtorek! Wyczuwam dzikie napady śmiechu przed telewizorem, bo Dzióbao, Kocur i Jaśko u Wojewódzkiego. :D
Daję znać i skrobię słówko.
OdpowiedzUsuńTo jest fajne. Takie lekkie, lekko ironiczne, lekko napisane. Takie w sam raz na odstresowanie. Pasuje mi to! :)
+prooooooszęęę, pozbądź się weryfikacji obrazkoweej :')
UsuńRozdział wcale nie jest nudny ;)
OdpowiedzUsuńRównież czekam na wtorek i oczywiście na kolejny Twój rozdział ;p
Jest wieczór, słonko zachodzi na czystym niebie, Skra wygrała, Skra zagra w finale, ja nie zeszłam na zawał, za 3 tygodnie mam maturę, a to oznacza idealne warunki do skomentowania rozdziału! To ja zaczynam.
OdpowiedzUsuńEhehehe, Klingenthal. Jeden z moich najulubieńszych konkursów, bo jaja były większe jak na Wielkanoc. Mircio i Walcio tak pięknie otworzyli sezon, aż mi się łza w oku kręciła. Bo oni to nie dorastają nam do pięt, co nie, Miranku?
Uwielbiam "tak czy siusiak" i ostatnio trochę nadużywam tego stwierdzenia i boję się, że palnę to na ustnej z polskiego. Tak czy siusiak, lubię narrację Nataszki, bo jest tak fajnie ironiczna, kpiąca i zabawna jednocześnie. Lubię ją! Tylko niech nie fajczy, bo będzie śmierdziała. :c
O, pojawia się maczo numero dos, którego tożsamości nie znamy. No ale dobra, wiem, że to nie Kasai. Kasai nie zna inglisza, nie wygląda chłopięco z rozwaloną fryzurą, no i nie sądzę, aby Natasza chciała z nim fiku miku w Wiśle. Ale mam nowego typa na to miejsce! Deutschland Deutschaland uber alles... Raz mu się zdarzyło śpiewać w zeszłym sezonie. No chyba, że to jednak Schlierenzauer, ale jego w Wiśle nie było! (O ile lecisz z fabułą wg rzeczywistych wydarzeń). Także ten... Jest jeszcze taki drugi Austriak, co by mi tu pasował, ale dobra. Bo ja się wczułam w dochodzenie. Co ja, Sherlock? (Skrycie bardzo bym chciała być Sherlockiem).
Faceci są jak buty, prawda. Nie ma butów, które by Cię nie obtarły, ale jak się je rozchodzi, to będzie całkiem wygodnie.
Mój Boże, ależ filozofią zajechało. A to tylko dlatego, że odkopałam w czelusciach internetów takie fajno opowiadanie, gdzie jednonartowiec Fettner ostre rozkminy puszczał i mi się udzieliło. Anyway, buty warto mieć, bo bez butów zimno!
To sobie pogadałam. A zakończę tym, że masz wpierdol za tak krótkie rozdziały. Czytam, więc wymagam! XD Także dłuuuuużej, plis. Walter będzie wtedy przeszczęśliwy, tak mocno fchuj. :c
Pozdrawiam Cię mocno, Miranku, życzę samych pomyślnych wiatrów, którymi mógłbyś sterować! <3
No i ciekawi mnie jak cholera kto jest tym nieznajomym, z którym to Natasza spędziła kiedyś noc, i którego teraz unika jak ognia!
OdpowiedzUsuńKiedy się tego dowiem? :)
PS. Wtorek, wtorek, wtooorek!<3
A, no i nowy rozdział u mnie (11).
długo nas będziesz trzymać w niepewności, kim jest ten owy pan, który niby nie działa na Nataszę... a jednak? no.
OdpowiedzUsuńa tekst: "popatrzył na mnie, jakbym mu grzebień albo szampon ukradła" made my wieczór <3
Nudny? nie sądzę, wręcz przeciwnie. Jak na mój gust idealnie budujesz napięcie, a moja ciekawość rośnie z każdym zdaniem :)
OdpowiedzUsuńjestem tu pierwszy raz i szczerze nie żałuję, że zaczęłam czytać ten rozdział, blog jest genialny! :)
OdpowiedzUsuńszkoda tylko, że bohaterka unika Dawida... no, ale mam nadzieję, że akcja się rozkręci :))
w sumie porównanie z facetami i butami nie było takie najgorsze XD
+ z góry przepraszam za spam ;p
Usuńzapraszam do siebie! może któryś z blogów przypadnie Ci do gustu, opinie mile widziane :)
http://my-sweet-revenge-ski.blogspot.com/
http://pride-of-london-afc-cfc.blogspot.com/
faceci są jak buty! kocham to <3
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny rozdział! ;))
Pozdrawiam i zapraszam do mnie: oni-razem-na-zawsze.blogspot.com ;))
Kurdelek, niecierpliwie się któż to może być, ujawnij go jak najszybciej bo i nawet z tym wciąż będzie to cholernie ciekawe! :D Ciekawią mnie też większe szczegóły tej nocy w Wiśle! Chyba mu się podobało, bo bardzo miło mu znowu ją widzieć ... :P
OdpowiedzUsuńKobiece rozmowy przy alkoholu powinny być na cenzurowanym, haha buty! Idealna metafora ! :D Czekam na następny :) Pozdrawiam!